Wszystko jest nie tak - co mam robić?
Mam 17 lat. Jeszcze rok temu żyłam jak normalna nastolatka - nie interesowało mnie zdanie innych, zdanie rodziców też nie miało na mnie wpływu, wszystko zawsze było OK, nawet kiedy coś mi nie szło po myśli to zawsze ratowałam się słowami: „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”, zawsze uśmiechnięta, zakręcona i pełna optymizmu. Aż nagle jak by czar prysnął, wszystko zaczęło się „walić”. Pierwsze zaczęły mnie dręczyć kłopoty z przyjaciółmi - zaczęłam czuć się niepotrzebna. Zawsze starałam się pomagać im i wspierać ich w ciężkich chwilach, zawsze starałam się być - to pomagało mi w zapomnieniu o moich kłopotach. Natomiast teraz, kiedy ja potrzebowałam, z ich strony pomocy ich nie było, zaczęli jeździć na imprezy beze mnie, nie mówiąc mi nawet, że gdzieś jadą (tłumaczyli się tym, że nie chcieli robić mi przykrości, bo nie mieli dla mnie transportu np.). Kiedy wracałam późno ze szkoły do domu (tak długo miałam lekcje i wracałam najwcześniejszym autobusem) to zazwyczaj co słyszałam od ojca to, czy robiłam dziś nadgodziny, że jestem popie*dolona, głupia, mam pustkę w głowie i tak zawsze. Nigdy ojciec nie okazywał mi miłości i zawsze mnie obrażał, czasem nic nie powiedziałam, a on bez powodu krzyczał, może i bym to przetrwała gdyby zostawił tą opinię o mnie dla siebie, ale on rozpowiadał to wszystkim napotkanym, rodzinie, znajomym. W oczach wszystkich czułam się jak idiotka, bo mówili o mnie za moimi plecami, że nic w domu nie robię, ciągle śpię i się opierda*am. Z mamą jakiś czas było w porządku, mogłam z nią porozmawiać o wszystkim, ale teraz już tak nie jest - mama wzięła stronę ojca, a ja zostałam sama. Ojciec, kiedy mnie nie ma w domu, to też krzyczy na mamę z mojego powodu, wiele razy było tak, że doprowadzał ją do łez. Teraz zbliża się półrocze a ja mam zagrożenia z 4 przedmiotów (j.polski, j.angielski, j.niemiecki i fizyka) opuszczone 190 lekcji. Kiedy pytali się mnie co robiłam ten czas powiedziałam, że siedzę w restauracji, w galerii lub gdziekolwiek, ale zawsze z znajomymi - brat stwierdził, że jestem galerianką, tata z mamą to poparli, a tak wcale nie jest. Moje koleżanki też mają około tylu godzin, ale ich rodzice o tym nie wiedzą i oczywiście jestem najgorsza w całym miasteczku. Zamiast mnie wspierać dołują mnie skutecznie. Nie chce mi się żyć, w tamtych latach nigdy się nie interesowali moimi ocenami, a tu nagle coś ich wzięło. Pamiętając co robiłam będąc młodsza zrozumiała bym ich postępowanie, ale wtedy wszystko było im obojętne i nie miałam większych problemów z nimi. Kiedy teraz się poprawiłam - wszystko jest źle. Więc po co starać się być dobrym, posłusznym itp. skoro traktują mnie jeszcze gorzej? Ostatnio pożyczyłam od brata 200 zł (bez jego wiedzy, on robi mi tak często), potrzebowałam na bilet, powiedziałam o tym mamie. Jak brat się zorientował wszedł do mojego pokoju zabrał mi laptopa i się zaczęło, ja wzięłam mu kluczyki z samochodu i zamknęłam się w pokoju, on przyszedł i to, że drzwi były zamknięte nie było dla niego większą przeszkodą, bo wyrwał mi je z futryną. Do akcji wkroczył tato i oczywiście ja wyszłam na tą najgorszą. Straciłam pewność siebie. Nie widzę sensu życia - jedynie chłopak, który jest już ze mną od roku pomaga mi. Kiedyś dostając jedynkę w szkole nie martwiłam się, bo wiedziałam, że to poprawię i zawsze myślałam pozytywnie, a teraz najlepiej wyszła bym z klasy i zaczęła płakać. Uciekła bym i nie wracała. Nie mogę się z tym poradzić - wszystko jest przeciwko mnie nawet rzeczy materialne. Coraz rzadziej się odzywam - a kiedyś byłam duszą towarzystwa (boję się, że odpowiedzą mi coś głupiego i zazwyczaj nie chcą mnie słuchać) nie chce mi się uśmiechać, nie chcę mi się nic. Ciężko mi jest zasiąść do nauki kiedy ojciec mnie opierdo*i koledzy mnie olewają, a w szkole, mimo że się uczę dostaje takie same oceny jak bym się nie uczyła. Nie widzę sensu. Myślałam o pójściu do psychologa, ale wątpię żeby rodzice dali mi na niego kasę (choć jej mają baardzo dużo - stać ich na staw, na dobry samochód), a ja chodzę w starych ubraniach jak jakiś wieśniak. Mam wrażenie jak by wszyscy się ze mnie śmiali. Idąc ulicą nie czuję się ładna, pewna siebie, idę, bo idę, takie życie. Proszę wytłumaczyć mi co jest ze mną nie tak - czy to są początki depresji? Czy mam iść do lekarza, czy po prostu sama walczyć? Tylko że ja już nie potrafię walczyć, poddałam się. Nie wiem, nie wiem, nie wiem, nie wiem nic.