Co zrobić, by pozbyć się uczucia obojętności?
Od dziecka w domu się nie układało. W wieku 19 lat związałam się ze zdemoralizowanym chłopakiem, który potem stosował groźby karalne. Byłam w traumatycznym lęku o siebie i rodzinę. Wtedy psychiatra zapisał mi leki - to była moja ciocia. Dawała mi je latami (seroxat), jak sama przyznaje straciła nad tym kontrolę - nigdy wcześniej nie byłyśmy mocno związane. Potem druga lekarka kontynuowała te leki+ketrel na sen, bo nie mogłam spać. W domu były nadal awantury, ja się nie uważałam za chorą, tylko za znerwicowaną i strasznie zmęczoną tym życiem i miałam poczucie winy za tamten związek. Potem był jeden jasny związek i jeden wymarzony latami, który się nie udał. Potem po kilku latach poznałam chłopaka, który "dorównał" temu poprzedniemu i się zakochałam. Ale funkcjonowałam już słabo gł. ze względu na ketrel, który strasznie osłabiał. Związek się rozwijał i zaczęliśmy mówić o dziecku na nast. rok. Znów zmieniliśmy lekarkę, ona zapisała mi citabax i chlorprothixen. I wtedy zaczęły się dziać cuda. Nastała jakaś taka pustka, utraciłam zupełnie pociąg seksualny do chłopaka i co gorsza odkryłam, że nie czuję swoich uczuć - że są jak za szybą. Potem lekarka wmusiła we mnie fevarin i ja się rozchorowałam na dobre - wpadłam w kliniczną ciężką depresję. Wtedy odkryłam, że nie czuję miłości do mojego chłopaka. To mi się nie mieściło w głowie. Wpadłam w przeraźliwą zgrozę. Potem było już tylko gorzej. Odkryłam, że w ogóle uczuć wyższych, głębszych, więzi z ludźmi nie czuję.
Przez te 3,5 roku przeżyłam traumę 9 szpitali psychiatrycznych, mnóstwa konsultacji, wypróbowali na mnie 50 leków psychotropowych. Ostatnio trafiłam do bardzo znanego neurologa z opisem objawów, to powiedział, że mam uszkodzony (prawdopodobnie przez leki) układ limbiczny i świadczy o tym nieprawidłowy zapis EEG (napadowość fal delta). Proszę o szczerą profesjonalną odpowiedź - czy jeśli mam uszkodzony (na zasadzie dysfunkcji) układ limbiczny to da się to jakoś naprawić, żebym czuła emocje? Dodam, że przez długi czas brałam 3 zolpidemty dziennie i one mocno podnosiły nastrój i wtedy nie było tej strasznej pustki i anhedonii. Proszę też napisać jakie badania (bez względu na koszty) można zrobić, żeby potwierdzić tę dysfunkcję czy uszkodzenie. MRI miałam i mam tam małą zmianę naczyniopochodną, ale miałam ją już przed zanikiem uczuć. Czy są jakieś testy pozwalające określić, który obszar mózgu jest uszkodzony? Czy pomoże coś rezonans funkcjonalny?
W moim odczuciu najbardziej jest uszkodzony układ nagrody, od lat odczuwam niezmiennie potworne cierpienie i pustkę. Mam też pytanie, czy może to mieć związek z zaburzonym przekazem dopaminy (długo brałam neuroleptyki na sen - w czasie zanikania uczuć, bo trwało to 1,5 roku, brałam 5-10 mg olanzapiny). Proszę o wszelkie sugestie co mogę zrobić - obojętnie czy w kraju czy za granicą. Moje życie jest tak straszne, że od poprawy nastroju i odczuwania dobrych rzeczy zależy wszystko. Dodam, że rozpacz, nieokreślone cierpienie, czasem żal, ból, złość i nienawiść potrafię czuć. Bardzo proszę o obszerną odpowiedź. Także, czy ma w tym przypadku sens psychoterapia? Czy to wszystko mogło stać się jednak jakoś dziwnie psychologicznie.