Skutki uzależnienia od marihuany
W sumie nie ja mam problem, a najbliższe mi osoby. Otóż w mojej szkole mam kilku znajomych, którzy od czasu do czasu używali marihuany, palili, odlatywali, mieli fazy, lecz było to rzadkością. Zaczął się nowy rok szkolny, nowe zapędy, nowe sytuacje życiowe. Wkręcili się w to coraz głębiej, choć ostrzegałam, gdy palili co miesiąc, by uważali, co robią. Teraz nastał okres świąteczno-przednoworoczny, postanowili coś zmienić. Obiecywali, że przestaną, zauważyli w czym problem, gdy palili dzień w dzień przez równe dwa miesiące. Okres przedsylwestrowy był spokojny. Byli "czyści". Niestety, imprezy noworoczne zmieniły wszystko. Na nic poszły moje gadania, na nic moje wsparcie. Znów zapędzili się w kozi róg. Palą dzień w dzień... Wykańczając siebie i wszystkich dookoła. Chcą pomocy, widzą problem, ale trudno im zaakceptować myśl, że zaczynaliby dzień bez odpalenia lufki. Wyglądają jak pół żywi, zjawy, cienie człowieka, ze światem się nie kontaktują. Popadając w swoje towarzystwo opiewają wspaniałości Mary Jane. Nie wiem, co mam już robić. Chodzę, rozmawiam, pomagam, wspieram, po prostu jestem. Czuję się totalnie bezsilna i bezradna.