zaczął się około 4,5 roku temu. Przez rok pierwszy i drugi 2,5 cm pod jednym i drugim okiem (poniżej oczodołu) miałem dwie nieznaczne plamki barwy czerwonej. Były dni, że plamki te przybierały nieco bardziej...
Witam! Mój problem ze skórą twarzy zaczął się około 4,5 roku temu. Przez rok pierwszy i drugi 2,5 cm pod jednym i drugim okiem (poniżej oczodołu) miałem dwie nieznaczne plamki barwy czerwonej. Były dni, że plamki te przybierały nieco bardziej intensywny kolor, a były i takie, że prawie całkowicie zanikały. Jeśli dobrze pamiętam, to latem słońce je łagodziło, jesienią się uwidaczniały. Nie robiłem z tym niczego, poza smarowaniem kremami nawilżającymi. Potem 3 rok przebiegł dość spokojnie, aczkolwiek sporadycznie i tylko doraźnie stosowałem maść sterydową triderm. Plamki znikały jak ręką odjął, jednak po jakimś czasie wracały.
Tymczasem to, co zaczęło się w ostatnim 1,5 roku przerosło moje najgorsze wyobrażenie o możliwościach (a praktycznie ich braku) dzisiejszej dermatologii. Plamki się rozszerzyły (od początku były raczej suchymi plackami o dość nieregularnym kształcie, stąd przypuszczam, że to nie łojotokowe zapalenie skóry, a raczej grzybica skóry gładkiej; plamki się łuszczą szczególnie po zastosowaniu leków, o których zaraz napiszę, ale całe to łuszczenie się jest suche; dodam jednak, że jak je pocieram mocniej palcem to po kilku ruchach można odczuć nieco oleistą konsystencję), zaczęły swędzieć i przeniosły się nad usta z lewej i prawej strony oraz między brwi. Udałem się więc do: 1) Dermatologa nr 1. Pani nawet nie słuchała co mam jej do powiedzenia (zawsze przed pójściem do lekarza jestem dobrze przygotowany, tak żeby najpierw zacząć od swojej sugestii i żeby wywiązała się jakaś rozmowa zamiast usłyszeć: cierpi pan na xyz, proszę brać abc). Przepisano mi krem Seboton oraz jakąś zawiesinę wapniową do przemywania twarzy: po pierwszym przemyciu zawiesiną skóra była napięta. Na noc posmarowałem miejsca zmienione chorobowo kremem Seboton. Gdy rano się obudziłem, miejsca posmarowane były mocno czerwone, skóra bardzo piekła i sprawiała wrażenie poparzonej (jak się później okazało, faktycznie była poparzona: Seboton jest na skórę nadmiernie przetłuszczającą się, ja miałem te miejsca suche, lekarka nawet ich dotykała, aż dziw, że nie zauważyła, że nie są tłuste). Skóra była tak sparzona, że pojechałem na pogotowie, gdzie przyjąć mnie nie chcieli, więc musiałem udałem się do kliniki.
2) Dermatolog nr 2. Zabronił mi używania tridermu, kazał odstawić seboton, przepisał Lorinden C. Wziąłem, zadziałało, ale podobnie do tridermu: skutecznie i na krótko. Dodam, że już wówczas miałem dietę bazującą na dużej ilości białek, wody, bez przypraw, cukry złożone, bez cukrów prostych, owoce, warzywa, suplementy diety z witaminami dla sportowców. 3) Dermatolog nr 3. Zabronił mi używania Lorinden C i przepisał emulsję Locoid Crelo 1mg/g. Stosowanie przez 5 dni 2 razy dziennie, a potem przejście na Clotrimazolum GSK. Locoid crelo trochę mi drażnił te miejsca, ogólnie pomagał, ale nawroty były jeszcze szybsze niż w przypadku poprzednich leków. 4) Potem jeszcze było 3 dermatologów, którzy albo kazali używać samego Clotrimazolum tylko innych marek, albo na przemian z Locoid Crelo. Oczywiście bez skutków.
3 miesiące temu byłem na wakacjach pod palmą. Słońce grzało, smarowałem się kremami itd., ale będąc już dość zdesperowanym uznałem, że spróbuję na tą twarz słońca. Przez cały wyjazd jak się opalałem skóra za dnia wyglądała znośnie, ale wieczorem robiła się naprawdę czerwona w tych miejscach. Nie stosowałem w tym czasie żadnych leków. Powoli skóra zaczęła się przyzwyczajać do słońca, a plamy ustępowały. Po powrocie do domu miałem półtora miesiąca spokoju, po plamach praktycznie ani śladu, brak swędzenia, łuszczenia, czegokolwiek. Oczywiście jesień się zaczęła i plamy wracają. Teraz jest już coraz gorzej, zastanawiam się nad chodzeniem na solarium, bo tak naprawdę przez te lata męczenia się z chorobą to słońce dawało efekty, a lekarze bezradnie przypisywali kolejne leki (żaden z lekarzy nie prosił nawet, żebym się u niego wstawił na badania kontrolne, nikt nie zaproponował zrobienia jakiegoś testu: przecież można pobrać próbkę ze skóry i zbadać ją pod kątem grzybów i innych pasożytów; wciąż tylko nowe leki i kolejne wizyty u kolejnych dermatologów, a czas i pieniądze uciekają; żaden lekarz nie zainteresowany załatwieniem sprawy do końca i wyklarowaniem co mi dolega). Dodam, że w dalszym ciągu plamki raz się nasilają, raz trochę zanikają (nawet jesienią).
Nigdy nie byłem na nic uczulony. W moim życiu nie zaszła żadna istotna zmiana środowiskowa na przestrzeni tych 4 lat. Mam psa, brak uczulenia na sierść. Mam tendencje do łupieżu, bo skórę mam suchą z przetłuszczającym się nieco nosem, ale stosuję delikatne szampony przeciwłupieżowe i działają bez zarzutu. O higienę dbam bardzo uważnie. Będę niezmiernie wdzięczny za pomoc, szczególnie taką wykraczającą poza powiedzenie: proszę brać maść ABC, powinno przejść. Zapytanie kieruję tu dlatego, że po kilku wizytach u różnych dermatologów i wypróbowaniu już wielu specyfików nie ma poprawy, a właściwie gorzej: choroba się rozprzestrzenia.