Brak motywacji ukrywany przed światem...
Witam serdecznie. Zdecydowałam się na zamieszczenie poniższej wypowiedzi ze względu na niepokojący stan mojej psychiki. Aby zobrazować i lepiej przedstawić sytuację w jakiej się znalazłam, napiszę kilka słów odnośnie mojej osoby. Aktualnie jestem młodą osobą (20 lat), którą zawsze cechował nieograniczony optymizm, wiara w przyszłość, pewność siebie i wyznaczonych sobie celów. Nie jestem podatna na wpływy innych ludzi, posiadam własne zdanie, którego nie obawiam się szerzyć. Życie nauczyło mnie wielu istotnych rzeczy i poprzez obserwację i doświadczenie różnych sytuacji w mojej psychice zostało przyjęte jako sprawa trywialna, że nigdy nie należy się poddawać. Moje dotychczasowe życie wygląda teoretycznie na bardzo udane. Studiuję kierunek, który zawsze sprawiał mi przyjemność; w wolnym czasie pracuję, gdyż zawsze chciałam być samodzielna; posiadam liczną grupę osób/przyjaciół, z którymi często miło spędzamy czas na imprezowaniu i innych rozrywkach. Wydawałoby się, że nie potrzeba w życiu niczego więcej, a jednak... Od pewnego czasu (konkretnie ok. 2 miesięcy) straciłam motywację, mobilizację i wiarę w to, co robię. Tych objawów nie okazuję w kontaktach ze społeczeństwem, wiem, że jestem silna i sobie z tym poradzę, minie z czasem, jednakże jestem zmęczona obecnym stanem, wyzbyłam się chęci do nauki, a dziedzina IT zawsze była dla mnie ważną częścią, ponadto od dziecka miałam skłonności do sztuki, konkretnie malarstwa, fotografii i architektury. Pasjonowałam się wypełnianiem czasu zajęciami związanymi z wyżej wymienionymi dziedzinami. Teraz czuję bezgraniczną pustkę... Jestem osobą wierzącą, wychowaną w katolickiej rodzinie, toteż jeśli mam możliwość, to chodzę w niedzielę do kościoła. Nie czuję jakiegoś zabłąkania w kwestii wiary, pomimo faktu, iż mam kontakt z ateistami. Doskonale wiem, że do kościoła chodzę dla siebie i Boga, a poglądy, z jakimi czasami spotykamy się, wygłaszane przez kapłanów, są nie do końca właściwe, lecz to nie powód, aby wypierać się wiary. Często miewam refleksyjne nastroje, dotyczące spraw związanych z egzystencją, zastanawiam się kim tak naprawdę jesteśmy, dokąd dążymy i w jakim celu. Społeczeństwo z jakim mam kontakt jest bardzo zróżnicowane – są osoby, z którymi mogę wymienić zapatrywania w tej kwestii, ale i istnieją osoby, które nie są w stanie zrozumieć mojego stanu ducha. Dlaczego tu piszę – podstawowe pytanie... Prawdopodobnie czuję potrzebę uzyskania pomocy, staram się zdiagnozować mój stan, ale ciężko jest mi samej to zrobić, ciągle próbuję powrócić do siebie, czyli kobiety pewnej tego, co robi i czego chce w życiu, nie chcę marnować swojego czasu tak, jak robię to w tej chwili (nie potrafię się zmobilizować do jakiegokolwiek działania). Jeśli znalazłaby się osobą, która w jakiś sposób podjęłaby się próby udzielania mi nawet jakiejś wskazówki, byłabym bardzo wdzięczna. Pozdrawiam serdecznie, Pani Cogito