Byłam molestowana psychicznie przez matkę - czy teraz mam depresję?
Witam! Czy to depresja? Mam bardzo niską samoocenę - w dzieciństwie byłam molestowana psychicznie przez moją matkę, nic z tym nie zrobiłam, uciekłam z domu w wieku 19 lat. Dziś mam 23 lata i nic mnie nie cieszy, czuję się brzydka, niepotrzebna. Moja matka często powtarzała mi, że niepotrzebnie się urodziłam - w moim życiu wiecznie pojawiają się problemy, najczęściej pieniężne, a kiedy pojawiają się problemy, strasznie wszystko przeżywam i obwiniam się, że to moja wina i wtedy przypominam sobie jej słowa. Ostatnio wszystko totalnie się sypie - w pracy już nie otrzymuje pochwal (zmieniłam stanowisko i chyba nie do końca daję sobie radę na nim), a do tej pory była ona jedynym pozytywnym punktem w moim życiu. Mieszkam z chłopakiem od kiedy się wyprowadziłam od rodziców (wyprowadzka była strasznym wstrząsem, zwłaszcza że chwilę przedtem mój Tato dostał udar i prawie z tego nie wyszedł). Nie układa nam się od jakiegoś czasu, myślę czasami, że jesteśmy ze sobą tylko dlatego, żeby mieć pieniądze na przeżycie. On też nie miał lekko w życiu - ojciec nie żyje, oboje rodzice byli alkoholikami. Podejrzewam, że jest uzależniony od pornografii. To też mnie od roku "niszczy" - nie radze sobie ze świadomością, że to on ogląda i nie może się powstrzymać. Czuję się brzydka, niekochana. Nie mam motywacji do życia, bo go chyba nie mam, to raczej takie egzystowanie. Przyjmuję leki na refluks, myślę, że nabawiłam się problemów żołądkowych. Zaznaczam, że często (bywa też przed miesiączką, choć przyjmuję antykoncepcję doustną, ale niekoniecznie tylko wtedy) mam napady agresji, raczej słownej, wobec mojego chłopaka. Czasem rzucę czymś o podłogę. Krzyczę na niego, ponieważ mam wrażenie, że on walczy ze mną i moim zdaniem, zawsze musi być tak jak on chce i w końcu wybucham. Później bardzo tego żałuję, ale to już chyba za późno. Miewam myśli samobójcze, jednak nie byłabym w stanie sobie czegoś zrobić. Najlepiej mi wychodzi myślenie o tym jakbym mogla to sobie zrobić, jednak szybko potem odsuwam od siebie takie myśli. Często udaję wesołą, chociaż tak nie jest, czuję wtedy straszną pustkę na sercu. Nie mam praktycznie znajomych, pozrywałam większość kontaktów. A jeśli już mam się z kimś spotkać to w ostatniej chwili potrafię odwołać spotkanie, albo strasznie się męczę przed wyjściem - coś w stylu napadu lękowego? Nie umiem tego dokładnie określić. Obcy ludzie mnie denerwują, np. nie znoszę jeździć autobusami albo kiedy ktoś się obcy o mnie ociera, napawa mnie to strasznym wstrętem jeśli taki człowiek np. śmierdzi. Zazdroszczę ludziom, którzy mieli szczęśliwe dzieciństwo, mają matkę, do której mogą się zwrócić, mają rodzinę, która może im w każdej chwili pomoc. Ja jestem skazana tylko na siebie. Często jest tak, że strasznie mi smutno, wzdycham, nawet nie wiem czemu, myślę, że ma na to wpływ moje dzieciństwo. Obwiniam moją matkę, tak jak reszta mojego rodzeństwa, za zniszczenie życia (z bratem udało mi się załapać kontakt dopiero po 21 latach...), ale czasem mi jej szkoda. Często tak jest, że gniewam się na coś, ale mi szkoda kogoś/czegoś. Wtedy mam uczucie, że walczę sama ze sobą. Często robię coś wbrew sobie. Nie znam żadnych ośrodków, gdzie mogłabym się udać, boję się tego. Nie mam tez pieniędzy na prywatne przychodnie. Mieszkam we Wrocławiu. Jest mi bardzo ciężko, bo nie mam jako tako rodziny, mieszkam kątem w chłopaka mieszkaniu, które też nie jest jego. Chciałabym zmienić się, być energiczna, wesoła. Codzienność mnie dobija - wstaję, idę do pracy, gotuję obiad, pogłaszczę koty, umyje się i idę spać. W międzyczasie dużo gram na komputerze w bzdurne gierki, za co też jestem zła na siebie. Nie radze sobie ze sobą. Czuję się samotna i boję się czy czeka mnie jeszcze pozytywna przyszłość. Mam koleżankę, z która rozmawiam o swoich problemach, ale myślę, że jak ktoś nie miał nigdy takich problemów to do końca nie wie co się dzieje w umyśle takiego człowieka. Kiedyś, jako nastolatka, uczestniczyłam w spotkaniach dla młodzieży objętej przemocą, jednak moja matka się o tym dowiedziała. Po 2 latach poszłam ponownie do tego ośrodka i pani, która płakała razem ze mną była akurat nieobecna. Napisałam jej list, że mi bardzo ciężko, że potrzebuję pomocy. Nie oddzwoniła, nie skontaktowała się, że mną. Odtąd nie szukam pomocy u ludzi, straciłam zaufanie. Lubię „zajadać problemy” słodkościami, wtedy przez chwilę czuję przyjemność, jednak odbija się to na mojej wadze. Przepraszam za chaotyczność moich wypowiedzi, po prostu chciałam nakreślić jak to wszystko wygląda i zapytać jak mogę sobie pomoc i czy nie jest jeszcze za późno? Czy będę taka jak moja matka? Bywają oczywiście mile spokojne dni, wtedy czytam książki, oglądam śmieszne seriale i cieszę się muzyką, niektóre utwory bardzo dobrze wpływają na mój dobry nastrój. Jednak teraz, zwłaszcza jesienią, jestem bezsilna wobec własnych wahań nastrojów, humorów itd. Ostatnio budzę się często w nocy, mam problemy z koncentracją. Proszę o odpowiedź, Joanna