Co mam zrobić, żeby znów chcieć walczyć, aby znów mieć cel w życiu?
Witam, Mam 27 lat, Katarzyna. 3 miesiące temu dowiedziałam się, że znów czeka mnie walka z nowotworem. Tym razem skończy się na tym, że prawdopodobnie nie będę mogła mieć dzieci. Od 26 września b.r. rzuciłam nałóg tytoniowy, aby tej walki sobie nie utrudniać. Jestem z mężczyzną od 5 lat, który kocha mnie do szaleństwa (tak twierdzi), ale do dziś nie jest moim narzeczonym, a jedynie "chłopakiem". Studiuję kolejny kierunek i nawet mam stypendium naukowe. Mam wspaniałą mamę, ale ona ma dosyć swoich problemów... Szukam pomocy, bo czuję, że dążę do totalnej rozsypki. Ciągle jestem poddenerwowana, innym razem zbiera mi się na płacz. Całymi dniami siedzę w domu, mam własną firmę i w domu jej siedzibę. Od dawna, bardzo dawna nie mam przyjaciół. Czasem gdy już uwierzę w szczerość drugiej osoby szybko się na niej zawodzę. Nie ufam więc ludziom i czasem myślę, że ich nie potrzebuję... Tak mówię do najbliższych, ale to nie prawda. Jestem strasznie samotna, nic mi nie wychodzi. Teraz powinnam się skupić na pisaniu pracy dyplomowej, a nie mogę się za to zabrać. Zewsząd słyszę tylko krytyczne opinie. Wg wszystkich, wszystko robię źle. Fakt, jestem trochę niezdarna i może nie mam tyle szczęścia co inni, ale się staram. I tak nic z tego. Jestem totalnym bankrutem, bo chciałam pomóc innym. Ranię swoich bliskich. Mówią, że traktuję ich jak wrogów. Słowami ranię straszliwie. Zaczęłam brać ziołowe leki na uspokojenie - niestety wcale mi nie pomagają. Od kilku miesięcy cierpię na bezsenność. Kilka razy chciałam sobie odebrać życie, bo już od dawna nie ma dla mnie sensu. Nie wiem po co żyję i właściwie jaki jest cel mojego istnienia. Nie mogę mieć dzieci, nie mam męża i raczej już miała nie będę, chyba, że przeżyję raka po raz 2. Nie starczyło mi odwagi, bo przecież tak naprawdę każdy pragnie być szczęśliwy i chce żyć, prawda? Nikt mnie nie lubi. I nikomu się nie dziwię. X razy dziennie słyszę, że jestem podła, wredna i złośliwa, że nic mnie nie interesuje i ze wszystko robię źle. Im bardziej się staram, tym gorzej wychodzi. Strasznie wypadają mi włosy. Z dnia na dzień widzę jak przerzedzają się coraz bardziej. Strasznie mi z tym źle. Czuję się niekobieca. Mój mężczyzna powiedział mi ostatnio, że kapcanieję, a przecież on o wszystkim wie. Może ja nie zasługuje na wyrozumiałość? Próbowałam szukać pomocy u lekarza, ale stwierdził, że potrzebuje "worka treningowego". Płaczę sobie po kryjomu, jak nikt nie widzi. Znikąd pomocy. Na dobrego lekarza po prostu nie mam pieniędzy. Rozmowa z bliskimi nic nie daje. Dla nich mam jakieś fimery i po prostu jestem wredna. Postanowiłam napisać do Państwa. Nie oczekuję cudownej recepty na szczęście. Proszę o drobną poradę... Co mam zrobić, żeby znów chcieć walczyć, aby znów mieć cel w życiu, aby znów umieć się cieszyć tym co mam, wbrew wszystkiemu? Przecież kobiety są szczęśliwe, nawet jak nie mają mężów i nie mogą mieć dzieci... Przepraszam, jeśli nadużywam przeznaczenia niniejszego portalu. Chciałabym wiedzieć, czy mam depresję, czy może jakieś o wiele gorsze zaburzenie psychiczne. Nie potrafię spojrzeć na siebie obiektywnie. Proszę o pomoc i przepraszam, jeśli sprawiam kłopot swoim "labiedzeniem". Pozdrawiam, K.