Chcę znów cieszyć się życiem!!!

Nawet nie wiem, od czego zacząć... Jestem 22-letnią kobietą. Nie wiem, co mam zrobić ze swoim życiem. Jest ono rozdarte pomiędzy dwoma mężczyznami i brakiem chęci do życia. Przez 4 lata byłam z mężczyzną, którego nadal kocham. To był pierwszy poważny związek i myślałam, że będzie trwać już zawsze.

Jednak w ostatnich miesiącach bycia razem dochodziło do częstych kłótni. Głównie chodziło o to, że robiliśmy to, co on chciał, chodziliśmy tam, gdzie on chciał itp. On lubił siedzieć we dwoje w domu, na rybach i ogólnie nigdzie indziej się nie ruszał. Ja jednak jestem bardzo towarzyska i lubię wychodzić do ludzi, na zabawę itd.

Kiedy chciałam gdzieś wyjść, musiałam stoczyć ,,wojnę", aby to się stało. I co z tego, że udało mi się to wywalczyć, skoro i tak zabawa była zepsuta po kłótni i po tym było ciągłe wypominanie, że poszłam, wolałam spędzić czas z kim innym niż z nim (chociaż z nim widywałam się prawie codziennie). Chciałam, żeby ze mną chodził, ale on twierdził, że nie pasuje tam itp.

Chciałam, aby był ze mną wszędzie. Ale on uważał inaczej. Nie zmuszałam go do wychodzenia. Na te zabawy chciałam wychodzić sporadycznie, raz na kiedyś, aby oderwać się od codzienności. Jednak on tego nie rozumiał. Z wielu wyjść ze znajomymi rezygnowałam, bo nie chciałam, aby on siedział sam, nie miałam chęci na kłótnie w sprawie wyjścia dlatego często odpuszczałam.

Jednak po tylu latach miałam dosyć siedzenia w 4 kątach i ciągłego odpuszczania. Moi rówieśnicy korzystali z uroków młodości, a ja spędzałam czas w nudzie (oczywiście on mi się nie znudził), złości i kłótniach. Rodzeństwo i znajomi mówili mi, że to nie ma sensu, że on odbiera mi najlepsze lata. Powtarzali, żebym go zostawiła skoro on nie dostrzega moich potrzeb.

Wiele razy mówiłam mu, że mam dosyć takiego życia, że nie widzi tego czego ja potrzebuję, tylko dostrzega swoje zachcianki i robi tylko to, na co sam ma ochotę. Zależało mi bardzo na nim. Nie jest on wylewny w uczuciach, w ich wyrażaniu. Nie potrafił prawić komplementów, ale kochałam jego przytulanie, bliskość, obecność, wszystko... Mimo, że ranił mnie, nie widząc moich potrzeb.

Był zazdrosny o to, że koledzy pisali, wmawiał mi, że na pewno mam jakieś zamiary do kolegów, że na imprezach to jest tylko kures... i nic więcej. Nie słuchał, że chcę iść tam tylko się pobawić i tyle. Z czasem robiło się coraz gorzej. Wyjazd do rodziny, to dzwonił do mnie co godzinę z pytaniem, gdzie jestem, z kim, co robię itd. Jeżeli był ktoś obok spoza rodziny, już podejrzewał, że go zdradzam. I tak było z każdym jakimkolwiek wyjazdem.

Wtedy powiedziałam mu, że jeżeli się nie zmieni, to odejdę, bo mam dosyć walki o swoje. Owszem, zmienił się, na kilka dni. Potem było tak samo. Dawałam mu kilka szans i każda kończyła się tak samo. Wtedy postanowiłam, że to koniec, nie wytrzymałam już tych nerwów.

On znowu obiecywał, że się zmieni, ale już w to nie uwierzyłam. Odeszłam... Próbowaliśmy jeszcze raz miesiąc po rozstaniu, mówił, że nie potrafi funkcjonować beze mnie, cierpi itd. Bałam się o niego, bo mówił, że się zabije, bo sobie nie radzi. Jednak jakoś dał radę żyć. Jednak znowu nie wyszło.

W trakcie tego związku poznałam pewnego mężczyznę. Nazwę go Pan K. Naprawiał mi auto, dlatego też często go widywałam. Dobrze nam się rozmawiało, rozumieliśmy się we wszystkim, podobne podejście do różnych spraw itp. Kiedy rozstałam się z byłym, Pan K chciał, abym z nim była. Nie byłoby w tym nic takiego, gdyby nie to, że niedawno rozstałam się z byłym i to, że jest Pan K jest starszy o 20 lat. Jednak ta różnica wieku jest tylko widoczna na papierku. W zachowaniu jej nie ma.

Jest zabawny, kiedy trzeba to poważny, potrafimy rozmawiać na każdy temat, nie uważał moich małych problemów za błahe, potrafi wysłuchać, doradzić, nie twierdził, że wyolbrzymiam jakieś sprawy. Były moje małe problemy uważał za wyolbrzymione, nie umiał wysłuchać, nie mogłam przy nim wygłupiać się, bo mówił żebym się uspokoiła, albo patrzył jak na idiotkę. Jednak twierdził, że kocha.

Zgodziłam się na bycie z Panem K. Jesteśmy nadal. Jest czuły, opiekuńczy, docenia mnie, uwielbia tak jak ja się przytulać, śmiać wygłupiać. Kiedy mówię, że coś robi źle, to bierze to do siebie i to zmienia, to działa w obie strony. A były nie słuchał, co mi przeszkadza, tylko ,,odbijał piłeczkę" w drugą stronę. Zawsze mnie obwiniał za wszystko, w ogóle nie słuchał moich słów. Ja również mam wady, ale potrafiłam tyle rzeczy u byłego znosić, aby mu przykro nie było, a on nie.

Jestem z Panem K dwa mies., dobrze mi z nim, ale nie umiem zapomnieć o byłym, nadal go kocham, tęsknię, brakuje mi jego obecności itd. Pan K wie o tym i mówi, że mi przejdzie, że mi w tym pomoże, że to kwestia czasu. Ale to nie mija, mimo że Pan K zabronił mi z nim kontaktów, to piszę z byłym. Nie potrafię inaczej.

I najbardziej boli mnie to, że ze mną nie chciał wychodzić na zabawę, a teraz sam na nie chodzi, wychodzi z domu itd. Dlaczego nie mógł robić tego jak byliśmy razem? On by chciał wrócić, ale ja wiem, że byłoby ciągłe wypominanie, że byłam z kimś innym, ktoś inny mnie przytulał i miałby opór do mnie przez to. I pewnie dalej bym musiała walczyć o swoje.

Pan K wyjechał na miesiąc. Tęsknię za nim, brakuje mi go, ale to nie miłość. Chcę, żebyśmy razem wyjechali, ale nie wiem, czy to ma sens, jak go nie kocham. Dobrze mi z nim, czuję się kochana, ale co jak z mojej strony nic nie ma z miłości. Z Panem K głupio mi pokazać się na mieście, bo wszyscy patrzą się, strasznie mnie to krępuje i wkurza. Gdybyśmy wyjechali za granice byłoby inaczej.

Nie wiem, co robić. Wrócić do byłego, którego nadal kocham, czy zostać z Panem K, który potrafi docenić itd. Boję się zranić Pana K. Odejść po tym wszystkim. A jak wrócę do byłego i zabraknie mi Pana K. Przy Panie K jestem wesoła, przy byłym nie tak jak przy Panie K...

Kolejny problem to taki, że gdy jestem w pracy cały czas się śmieję, rozrabiam itp. Przy znajomych też, jednak w środku jestem smutna, mam pustkę itp. Gdy jestem sama w domu płaczę, jest mi źle, smutek zadaje mi ból. Wtedy nie chce mi się żyć. Wszystko traci sens. Byłam u neurologa i stwierdził, że jestem bliska nerwicy. Od 5 dni biorę tabletki na uspokojenie, ponieważ w środku cała się trzęsę jak stwierdził lekarz.

Jestem żywiołową kobietą, wesołą ale tylko gdy jestem z kimś. Gdy sama to mam smutek, ból itp. Może mam to po mamie. Mama cierpi na schizofrenię depresyjno-maniakalną, dwubiegunową. Ma ją od kilkunastu lat. Ciągle bierze lit. Była już 5 razy w szpitalu psychiatrycznym. Naprawdę jest to ciężka choroba.

Gdy ma ataki (zwłaszcza w letnim przesileniu), jest nieobliczalna. Zupełnie inna osoba, jakby diabeł w niej siedział. Strasznie przeżywałam jej ataki. Teraz nie mieszkam z mamą, ale jeżdżę do niej, dzwonię. Mieszka ona z ojcem. Ostatni atak miała w grudniu. Już nigdy zdrowa nie będzie. Boję się, że mogę być taka sama.

Nic mnie nie cieszy, jestem pesymistką. Mam dużo znajomych rodzinę, ale nie potrafię z nimi o tym rozmawiać, bo zbywają mnie tym, że głupoty gadam i że będzie okej, a ja tylko sama sobie problemy stwarzam. Życie mam do góry nogami. Tak naprawdę jestem w tym wszystkim sama. Proszę o pomoc...

KOBIETA ponad rok temu

Witam serdecznie,

Znaczna część Pani opisu jest poświęcona problemom związanych z relacją w związku. Aby rozwiązać Pani trudności, polecałabym przede wszystkim psychoterapię. Psychoterapeuta nie odpowie Pani wprost na pytanie ,,być z tym czy innym mężczyzną", ale pomoże Pani odkryć przekonania i emocje związane z podejmowaniem decyzji. Tego typu przekonania mogą dotyczyć np. Pani oceny w własnej wartości i samoakceptacji.

Aby udzielić Pani naprawdę skutecznej pomocy, należy dokładnie określić problem, co określa się w terapii jako konceptualizacja. Potrzebne są do tego informacje na temat Pani rozwoju, relacji z rodzicami, roli ważnych wydarzeń w życiu Pani i całej rodziny. Bez tego można jedynie opierać się na nie zawsze trafionych hipotezach, ewentualnie udzielać ogólnych rad (takich, jak denerwujące Panią rady znajomych i rodziny). Relacja terapeutyczna, oparta na zrozumieniu, akceptacji i zaufaniu może pomóc w odkryciu tego, ,,co chce Pani zrobić dalej ze swoim życiem".

Opisywane przez Panią wahania samopoczucia nie wskazują na depresję ani zaburzenia dwubiegunowe. Aby rozpoznać depresję, obniżenie nastroju powinno utrzymywać się przez większość dnia w ciągu co najmniej dwóch tygodni. Obniżony depresyjnie nastrój zazwyczaj wykazuje pewną ,,bezwładność", to znaczy, że wolno narasta i powoli ustępuje, ponadto trudno go zmienić pozytywnymi bodźcami. W Pani opisie nie stwierdziłam również objawów stanu hypomaniakalnego lub maniakalnego. Jeśli jednak chce być Pani pewna co do diagnozy, niezbędna jest osobista rozmowa z lekarzem psychiatrą.

Jeśli u jednego z rodziców występuje zaburzenie afektywne dwubiegunowe, to ryzyko wystąpienia jakiegokolwiek zaburzenia nastroju u dziecka osoby chorej wynosi 25%.

Neurolog nie jest specjalistą zajmującym się leczeniem zaburzeń nerwicowych ani depresyjnych, a zalecone Pani leki uspokajające mają znaczenie jedynie doraźne. Ich długotrwałe stosowanie może spowodować uzależnienie. Konsultacja neurologiczna może być wskazana jedynie w celu wykluczenia przyczyny organicznej (choroby mózgu). Jeśli wykluczono tego typu przyczynę, dalsza terapia powinna być prowadzona przez specjalistę psychiatrę oraz psychoterapeutę.

Serdecznie pozdrawiam

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty