Czy moje złe samopoczucie minie? Czy to tylko wynik dorastania?
Witam. Mam dopiero 18 lat. Ponad dwa lata temu spotykałam się z pewnym chłopakiem ok. roku - fakt, wydaje się błahe, jednak od momentu kiedy coś się popsuło, jak zresztą usłyszałam z mojej winy, wszystko po kolei zaczęło być nie tak, jak powinno. W liceum w pierwszej klasie nie zdałam. Miałam poprawkę, której nie zaliczyłam, przeniosłam się do innej szkoły (wcześniej chodziłam do tego samego liceum, co mój były chłopak), schudłam, mało wychodziłam z domu, zerwałam większość kontaktów ze znajomymi - przez co czułam się totalnie sama, ale uważałam, że nie umiem tego naprawić. Później zaczęło się powoli układać. Jednak znów od dłuższego czasu męczy mnie problem z zasypianiem, znów schudłam, boli mnie głowa, nerwowo mrugam oczami, miałam operację, po której zrobiły mi się olbrzymie zaległości w szkole. Mam wrażenie, że do niczego się nie nadaję, bezsilności, zmęczenia. Mam dziwną obsesję na punkcie tego, że osoba, z którą spotykam się w tej chwili, też mnie skrzywdzi, zostawi i to przeze mnie... Często podejrzewam ją o niestworzone rzeczy lub sprawdzam. Czuję się z tym źle i w pewnym stopniu wiem, że robię źle. Do tego częste konflikty z rodzicami. Ponadto często płaczę, najchętniej siedziałabym w dresie pod kołdrą i zalewała się łzami. Jest to męczące i równie przytłaczające, jeżeli inne osoby przez to mnie krytykują, bo to, co czuję, jeszcze bardziej boli i mnie dołuje. Pod koniec gimnazjum, gdy schudlam, mama zaciągnęła mnie do szpitala, żeby zrobić konkretne badania. Lekarz stwierdził, że badania są dobre, a zmiana wagi może być spowodowana nerwami lub jakąś sytuacją, stresem. Dostałam skierowanie do jakiejś poradni psychologicznej, czy czegoś w tym stylu, oraz dostałam lekkie proszki na uspokojenie, ale uparłam się, że nie pójdę. Nie wiem, czy wszystko jest okej i mi przejdzie, czy jednak powinnam posłuchać rodziców i coś z tym zrobić?