Czy można mieć depresję, nie znając powodu do takich zmartwień?
Witam, mam 28 lat i jestem kobietą. Teoretycznie powinnam być szczęśliwą kobietą. Mam wspaniałego 1,5-rocznego synka i kochanego męża. Ale dzieje się ze mną coś niedobrego. Czytałam o tych wszystkich rodzajach depresji i zastanawiam się, czy może nie mam depresji sezonowej. W tym roku zima nas nie rozpieszcza. Słońca prawie nie ma. A ja od miesiąca, może dłużej, jestem strasznie nerwowa. Przestaję panować nad sobą. Nie radzę sobie z dzieckiem, płaczę w momentach bezsilności, nie mam ochoty na seks, choć bardzo mi brakuje takiej bliskości z mężem. Mieszkam z teściami, i choć dobrze z nimi żyję, zaczynam być wobec nich niegrzeczna, sama siebie nie poznaję. Wiem, że jest problem, który mnie męczy, tylko nie wiem, czemu miałoby to akurat teraz dać o sobie znać. Mam ojca alkoholika. I choć już z nim nie mieszkam, wiem, że problem się pogłębia, a moja mama i siostra, które z nim mieszkają, cierpią przez to, a ja razem z nimi. Nie chcę brać żadnych leków antydepresyjnych, chciałabym tylko znaleźć przyczynę mojej "depresji" i ją wyleczyć. Wiem, że psuję relację między mną a dzieckiem, mężem i teściami. A oni nie są niczemu winni. Czy powinnam się udać do psychologa? I jak trafić na takiego, który zamiast zapisać leki, faktycznie postara się mi pomóc? No i nie kosztuje zbyt wiele, bo nie stać mnie na cotygodniowe wizyty u psychologa, które będą kosztować 100 zł za wizytę. Proszę o obiektywną ocenę, czy potrzebuję pomocy psychologa. Pozdrawiam.