Czy powinnam poddać się psychoterapii?
Witam serdecznie! Jestem 20-letnią dziewczyną i od 5 lat cierpię (jak mi się wydaje) na fobię społeczną albo coś w rodzaju nerwicy... W każdym razie mam głębokie przeświadczenie, że mój stan nie jest normalny, że coś jest ze mną nie tak, bo czuję się ze sobą bardzo źle i nie mogę już normalnie funkcjonować. Tych "dolegliwości", które uprzykrzają mi życie jest całkiem sporo. I choć są to z pozoru niewielkie sprawy, to jednak skutecznie zatruwają mi codzienność i odbierają chęć do życia. Chciałabym uzyskać informację zwrotną od specjalisty, czy moje problemy kwalifikują się do leczenia i jakie leczenie byłoby wskazane, gdzie mogę szukać pomocy. Postaram się opisać swoje problemy i dolegliwości, z którymi się zmagam: - Lęk przed mężczyznami, bardzo emocjonalne traktowanie mężczyzn - nawet obcych i obojętnych, szukanie podtekstów damsko-męskich w każdej relacji z mężczyzną (jako dziecko zostałam wcześnie 'uświadomiona' i wykorzystana przez starszego kuzyna, co jak sądzę odbiło się na moim postrzeganiu płci przeciwnej, myślę, że 'zawdzięczam' to także wpływowi mojego ojca, który zadał mi wiele ran, do dzisiaj niszczy mnie psychicznie, obraża, poniża, krytykuje na każdym kroku, podcina mi skrzydła...). Na dzień dzisiejszy nie byłabym w stanie stworzyć zdrowego związku z mężczyzną, bo nie akceptuję swojej seksualności, a w relacjach z mężycznami szukam wciąż ojca, a nie partnera). - Chorobliwy lęk przed śpiewaniem i tańczeniem (od najmłodszych lat), pomimo szczerej chęci i potrzeby, żeby to zmienić. Odczuwam fizyczne trudności przy wydobywaniu z siebie głosu w czasie śpiewania, spięcie. Podobnie z tańczeniem, nie potrafię się 'wyłączyć' mimo tego, że taniec sprawia mi przyjemność. Wciąż myślę o tym, że ktoś na mnie patrzy, ktoś mnie ocenia, że jestem śmieszna i przez to odczuwam lęk przed tego typu spontanicznością, emocjami... - Nie potrafię podtrzymywać relacji z ludźmi - rzadko przejmuję inicjatywę w relacjach z ludźmi, potrafię nie odpisywać długo na korespondencję, nie odbierać telefonów, unikać spotkań, pomimo chęci... obawiam się jednak odrzucenia, tego, że okażę się mało atrakcyjna towarzysko, że ktoś mnie pozna od złej strony... tracę przez to wiele wartościowych znajomości, jednak nie potrafię zaufać ludziom, uwierzyć w to, że ktoś może mnie autentycznie lubić, zmienić swojego irracjonalnego zachowania. Zwykle początek znajomości jest wspaniały, okazuję sympatię, daję się polubić... ale później uciekam od tych relacji, boję się bliższych kontaktów, odrzucenia... - Irracjonalnie zachowuję się również w życiu: wciąż się gdzieś spóźniam, zwlekam z załatwianiem ważnych spraw, odkładam spotkania, wizyty, zobowiązania... pomimo tego, że wiąże się to nieraz z przykrymi konsekwencjami i słuszną krytyką mojej nieodpowiedzialności. Chorobliwie planuję wszystko, ale wykazuję mało konsekwencji w realizowaniu tych planów. - Mam duże problemy w szkole z powodu częstych nieobecności - zwykle nie chodzę na zajęcia z obawy przed odpowiedzią ustną lub gdy nie przygotuję się na sprawdzian (to ciągnie się już od paru lat), panicznie boję się porażki w szkole... do tego stopnia, że ten lęk paraliżuje mnie już na początku nauki, mam możliwości, żeby się uczyć, nie mam trudności z nauką - trudność sprawia mi skupienie się na nauce i zabranie się za nią... Moje wyniki są przez to marne i nie udało mi się dostać na studia... - Nie akcpetuję swojej fizyczności, chorobliwie obgryzam paznokcie, na przemian odchudzam się i zajadam (teraz jestem na etapie jedzenia... zajadam problemy, stres, czas... Jem wszystko w dużych ilościach, aż jest mi niedobrze, robię to wbrew sobie, bo marzę o szczupłej sylwetce, do której nie jest mi znowu tak daleko, nie czuję się kobieco pomimo tego, że jestem postrzegana jako atrakcyjna. - Jestem dla siebie najsurowszym krytykiem, wciąż oceniam swoje zachowanie, analizuję wypowiedzi, reakcje, zachowania... moje poczucie wartości jest bardzo niskie, choć patrząc z boku, nie mam ku temu żadnych powodów. Czuję się nikomu niepotrzebna, niedojrzała jak na swój wiek, choć w głębi serca jest we mnie pragnienie, żeby być inną, czuję, że nie jestem sobą, przez chorobliwy lęk i stres marnuję swój potencjał, zdolności, możliwości... Odczuwam często przygnębienie, bezsilność i niemoc. Chciałabym pozbyć się tego wszystkiego, ale sama nie potrafię. Czuję, że jeśli nie zmierzę się ze swoją przeszłością, nie wyleczę zranień z dzieciństwa, nie uzdrowię relacji z rodzicami na tyle, na ile to możliwe... to nie mogę iść dalej, rozwijać się, być szczęśliwą. To się za mną ciągnie. Jeszcze 5 lat temu bałam się wychodzić z domu, pójść do sklepu na zakupy, odebrać telefon... teraz udało mi się nieco oswoić ten lęk, ale wciąż wiele 'normalnych' spraw spędza mi sen z powiek, a to odbiera mi życiową energię. Mam znajomych i bliskie mi przyjaciółki, które nie do końca zdają sobie sprawę z tego, jaka naprawdę jestem, ale czasami przez pewne moje niezrozumiałe zachowania (typu nieodbieranie telefonu czy odmawianie spotkań) tracę ich zaufanie i widzę, jak to psuje moje relacje. Czasem jestem normalna, a czasem uruchamiają mi się te lęki. Czuję się, jakby żyły we mnie dwie, zwalczające się osoby, zupełnie różne, nieakceptujące siebie nawzajem... Nie wiem, czy potrzebuję terapii indywidualnej czy grupowej? Czy wystarczy psychoterapia i zmierzenie się z bolesną przeszłością czy powinnam leczyć fobie? I gdzie szukać pomocy we Wrocławiu? Bardzo dziękuję za jakąkolwiek odpowiedź. Napisałam dużo, ale musiałam trochę też z siebie wyrzucić... Jak ktoś chciałby pogadać, to mój mail: neonufka@o2.pl.