Czy powinnam zgłosić się do lekarza, czy to tylko moje wymysły?
Tak więc, mam 18 lat. Mieszkam sama, na stancji, z dala od rodziców, ponieważ wybrałam szkołę w większym mieście niż moje rodzinne, ze względu na zdecydowanie lepszy poziom i moje ambicje. Nie mam tu nikogo bliskiego poza znajomymi z klasy. W tamtym roku całkiem dobrze sobie radziłam, w tym jakoś nie wiem. Mam takie wrażenie, że jestem sama. Sama chyba bardziej w sensie samotna. Jadę wieczorem autobusem, patrzę na tych wszystkich ludzi, grupy znajomych czy pary, i nie wiem, jakoś dociera do mnie coś w stylu "A ty jesteś sama, nie masz się nawet z kim spotkać, wrócisz do domu i będziesz się uczyć". Ale przecież tak wybrałam, to była moja decyzja, wszyscy mi tak mówią i z całą pewnością mają rację. Sama tego chciałam i nie mogę teraz narzekać.
Mam ostatnio strasznie dużo nauki, okropnie dużo, nie wyrabiam się ze wszystkim i bez przerwy myślę tylko co muszę zrobić później i ustalam jakiś plan. Z reguły jest tego tyle, że nie zdążę ze wszystkim i mam o to do siebie żal. Bo nie uczę się tak dobrze jakbym chciała, a moim rodzicom należy się córka doskonała (jestem jedynaczką) za wszystko, co dla mnie robią. Córka doskonała, heh, a mają mnie... W dodatku nie lubię siebie, nie potrafię nawet chudnąć czy przestać obgryzać panokcie po to, żeby mogli chociaż pochwalić się ładną córką, skoro na wysoką średnią nie mają co liczyć. Oni nie są razem, wzięli rozwód, kiedy miałam 6-7 lat. Jeździłam wtedy do Warszawy do psychiatry, bo miałam starszne problemy, nie pamiętam tego dobrze z racji czasu, ale wiem, że długo to trwało. Nie mówi się teraz o tym w rodzinie, to temat tabu, koniec. Nie wiem nawet do końca, co mi było.
3 lata temu zaczęły się u mnie problemy z autoagresją. Podobno samo obgryzanie panokci też nią jest? Ale tego na pewno nie wiem. Cięłam ręce, bo pomagało. Dawało jakieś wytchnienie, nie wiem, to głupie, ale tak było. Od roku tego nie robię, ale są chwile, kiedy bardzo ciężko jest się powstrzymać. Ale powstrzymuje mnie myśl, że nie chcę z siebie zrobić idiotki w szkole, bo co powiem ludziom na WF-ie chociażby? I te wszystkie blizny. Ostatnio mam też problemy z jedzeniem, ciągle jem. Głodna, nie głodna. Jem. Wszystko, a potem dziwię się, że ważę tyle, a nie mniej. Kolejny paradoks mojego umysłu.
I jeszcze jedno, co ostatnio jest dla mnie najgorsze. Lęk. Paranoiczny lęk. Nie mogę w nocy spać, bo boję się ciemności. Boję się zgasić światło, słucham wtedy wszystkiego naokoło i słyszę każde stuknięcie, jakieś głosy. Nie mogę przez to spać, zdarza się, że całą noc siedzę przy zapalonym świetle, zasypiam na godzinę i muszę wstać do szkoły. Jestem nieprzytomna, więc w ciągu dnia wypijam 6 kaw, a później w nocy znowu nie mogę spać, bo się boję. Ja się już nie chcę bać... To jest straszne, chyba najgorsze ze wszystkiego, co opisałam.
Przeparaszam za literówki i za to, że wyszedł mi taki referat. Już nic więcej nie mówię, przepraszam, że was zanudzam, na pewno macie wiele swoich problemów, a tu przyszła taka i miała pisać krótko, a gada i gada, tylko po to, by uzyskać waszą odpowiedź na pytanie, czy ja powinnam coś z tym zrobić? Bo wydaje mi się, że jeśli zgłoszę się do psychologa, to wyjdę raczej na osobę, która z niczego robi problem. Bo bez przesady, każdy przecież ma problemy i to gorsze niż ja, a jak mówią rodzice, przecież sama sobie takie życie wybrałam.