Czy smutek minie?

Nie potrafię wyleczyć się z depresji. Mam 21lat, jestem atrakcyjna, mam przystojnego chłopaka, który mnie kocha, mam świetny kontakt z jego rodziną, niestety z moją gorszy - ojciec nie żyje, a z matką nie utrzymuję kontaktów. Wszystko zaczęło się 2 lata temu, zdradził mnie chłopak z najlepszą przyjaciółką, odeszłam od niego do 37-letniego kryminalisty. Nie wiem co miałam w głowie, zapewne logicznie nie myślałam, zresztą kto zauroczony myśli logicznie. Był przystojny, dobrze zbudowany, miał znajomości, które najwyraźniej mi imponowały, pociągało mnie, że jest taki niegrzeczny. Gdy go poznałam siedział jeszcze w więzieniu, kończył 10-letni wyrok, wyszedł po 3miesiacach. Mama lekarz, siostra studiująca, ojciec też normalny - mówił, że się zmienił .Tak bardzo się w nim zakochałam, lecz nie mogłam zapomnieć o poprzednim, tyle nas łączyło, robił dla mnie wszystko, tak go kochałam i przyjaciółce… Czułam się taka samotna, zawsze wszystko razem… Zamieszkałam z nowym partnerem po tym, jak matka, dowiedziawszy się z kim jestem, wyrzuciła mnie z domu - ciągle doskwierała mi samotność, ponieważ on załatwiał interesy. Mieliśmy piękne, 100 m mieszkanie, kopiliśmy kotka, ja wyjechałam do pracy za granicę jako kelnerka, byłam 2 tygodnie w Polsce, 2 za granicą, na rotację, często chłopak przylatywał do mnie. Nagle dostałam telefon - przedstawiła się jako jego narzeczona i wypytywała, czy jestem jego kochanką. Okazało się, że prowadził podwójne życie, oszukiwał tę kobietę na pieniądze, kupiła mu auto, markowe ubrania. Przyleciałam do Polski i spotkałam się z nią. Jego interesy okazały się upojnymi chwilami z inną kobietą. Wybaczyłam mu po 2 miesiącach - przyjeżdżał, błagał, płakał, że jestem miłością jego życia, zerwał z nią kontakty. Mieliśmy się pobrać, chciał dziecko, lecz ja mówiłam, że jestem za młoda, że za rok. Często się kłóciliśmy, potrafił uderzyć mnie w twarz, rzucić komputerem o ścianę, tłumaczył się, że tak bardzo mnie kocha i jak się gniewam on dostaje szalu. Gdy stracił swoją sponsorkę pomagałam mu finansowo, żyliśmy na dość wysokim poziomie. Mieliśmy mnóstwo wspólnych znajomych, ja znałam wszystkich jego, on moich. Jeździliśmy do jego mamy na obiady .Wszystko jak dla mnie było ok, myślałam, że nigdy mnie nie zostawi, byłam taka pewna siebie. Pewnego razu zadzwonił i powiedział jak gdyby nigdy nic: „nie możemy być ze sobą”. Piłam przez tydzień, dzwoniłam, poniżałam się, błagałam o wybaczenie, nie potrafiłam bez niego żyć, brałam wszystko co popadnie, cięłam się, zapijałam najmocniejsze leki wódka - cały listek litrem wódki. Zadzwonił do moich sióstr i koleżanek, przyjechały, posiedziały chwilę, siostra zaproponowała terapię. Byłam z nią u psychologa, wzięła pieniądze, ja się wygadałam i jakoś nie poczułam ulgi... Błagałam chociaż o jedna noc razem, nie mogłam spać, o 7 rano już na nogach z telefonem z ręku, czułam, że nie dam rady, tyle razy chciałam ze sobą skończyć, ale cały czas miałam nadzieję. W końcu powiedział, że jak będę trzeźwa przyjedzie - zamówiłam kroplówkę, przyjechał. Powiedział, że daje mi miesiąc na to bym się zmieniła, że musi pomyśleć, zastanowić się. Czekałam, lecz odszedł. Przeprowadziłam się, by nie wspominać tym samotnych dni w oknie, z nadzieją, że wróci. Wynajęłam mieszkanie w centrum, wzięłam współlokatorkę, zakolegowałyśmy się i poznałam Krzyśka - był czuły, inteligentny, nie bogaty, lecz znający swoją wartość i twardo stąpający po ziemi, tak mi się wydawało. Nie spotykaliśmy się często, więc nadal czułam samotność, nagle powiedział, że całymi dniami myśli tylko o tym, by do mnie przyjechać, że tylko ja mu daję nadzieję. Stwierdził nagle, że nie możemy się spotykać, jego ojciec ma problemy, bo ma zawał, a i on ma swoje. Znów płakałam, chciałam się zabić, ale do niego już nigdy nie zadzwoniłam. Wróciłam do tego, który mnie zdradził z przyjaciółką. Zadzwonił po miesiącu i prosił o spotkanie, ja po złości, pewna siebie odmówiłam. W weekend poszłam do klubu gdzie wiedziałam, że będzie, bo zawsze tam imprezował. Chciałam się z nim spotkać, porozmawiać, był taki inteligentny, zawsze mnie słuchał i doradzał mi. Okazało się, że się powiesił na dniach, w których napisał wiadomość. Czuję, że go zawiodłam, on mi pomagał, a ja go odtrąciłam, zostawił mnie, by mnie nie skrzywdzić, na pewno planował to, miał depresję, lekarze u niego dzień w dzień bywali. Nie sprostał życiu. Nie potrafię sobie tego wybaczyć, straciłam swoją pewność siebie i osobowość, czuję, że nie sprostam życiu. Ciągle czuję lek, jestem z moim pierwszym chłopakiem, brałam antydepresanty. Na początku było cudnie, potem jeszcze gorzej. Co mam robić? Miałam wielkie ambicje, codzienne życie uświadamia mi, że nie dopełnię swoich celów, że nie odzyskam bezpieczeństwa i szczęścia. Nie mam poczucia własnej wartości, zaczęłam się każdemu zwierzać z problemów, kalkuluję w głowie potem moje głupie zachowanie, że ludzie postrzegają mnie za idiotkę z problemami, nie daję już rady. Gdy myślę o zwykłych czynnościach, np. wyjściu do kina po chwili przychodzi myśl, że i tak wrócę do domu i co mi to wyjce da? Życia nie zmieni, smutek nie zniknie. Jak mam się go pozbyć, jak odzyskać szczęście, ciągle mam lęki, nie mogę spać. I jeszcze ten kryminalista, po którym miałam załamanie nerwowe, który mnie zostawił - okazało się, że zostawił mnie dla innej, mieszka w bloku kolo mnie, ona jest w ciąży. A ja? Nikt mi nie może pomóc, muszę sama walczyć, ale nie wiem już jak, czuję, że nie dam rady i się zabiję, nie mogę ciągle dołować chłopaka i wpędzać go w mój nastrój, zabierać mu jego szczęścia. Żadne słowa wsparcia nie pomagają. Czuję, że się zapadam coraz głębiej w czeluść moich negatywnych myśli i wspomnień. Jak mam walczyć z to chorobą, czy czeka mnie to, co tego, który się zabił? Czy nie da się jej już wyleczyć i nawet gdy się poprawi w głębi serca będzie istniał ten ból i lęk?

KOBIETA, 21 LAT ponad rok temu

Witam!

Warto, żeby porozmawiała Pani o swoim samopoczuciu ze swoim lekarzem. Będzie mógł dostosować leczenie do Pani obecnego stanu psychicznego i potrzeb. Zachęcam również do podjęcia się psychoterapii. Terapia nie jest jednym spotkaniem z psychologiem, gdyż takie działanie nie odniesie żadnego efektu. Psychoterapia to proces, co najmniej kilkukrotne spotkanie z psychologiem lub psychoterapeutą, podczas którego Pani, wraz ze specjalistą pracuje nad swoimi problemami i stara się je rozwiązywać. W Pani sytuacji byłaby bardzo pomocna. Jednak ważne, żeby Pani sama chciała wziąć udział w takiej terapii, gdyż wtedy uzyska Pani najlepsze efekty.
Dobrym rozwiązaniem jest także uczestnictwo w grupach wsparcia oraz forach dyskusyjnych. W trudnych chwilach warto, żeby korzystała Pani z pomocy telefonu zaufania.
Nazwy ośrodków, gdzie uzyska Pani bezpłatną pomoc oraz numery telefonów znajdzie Pani w linku

http://portal.abczdrowie.pl/gdzie-szukac-pomocy

Pozdrawiam

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty