Czy te objawy mogą wskazywać na to, że mój partner cierpi na autyzm?
Witam, ja sama mam 25 lat, ale moje pytanie będzie dotyczyć mężczyzny, z którym od dwóch lat jestem w relacji, jednak trudno nazwać ją zadeklarowanym związkiem, zwłaszcza, że mieszkamy w dwóch różnych państwach. Mój znajomy ma 37 lat, nigdy nie miał żony ani dzieci. Jest bardzo inteligentny, jednak nigdy nie skończył studiów i nawet nigdy na serio nie próbował ich podjąć (z tego, co wiem, studiował tylko przez kilka tygodni). Nigdy nigdzie nie był zatrudniony. Wszystkie prace, które w swoim życiu wykonywał były pracami budowlanymi i tymczasowymi. Zawsze żył bardzo, bardzo skromnie. Ma on minimalne materialne wymagania. Od dwóch lat remontuje odziedziczony dom. Jednak przez cały ten czas nie udało mu się go skończyć, ponieważ pracował on w nim mało i niedbale.
Często jest on bardzo leniwy i jak sam mówi, w młodości potrafił nie myć zębów przez kilka tygodni albo całe dnie spędzać na schodach dworca. Potrafi reperować rower, którego potrzebuje codziennie przez tydzień, choć taka naprawa zajmuje 15 minut. Dodatkowo mimo odziedziczonych pieniędzy, poważnie się zadłużył, by móc skończyć dom. Właśnie zaskoczyła (zaniepokoiła) mnie ogromna niedbałość, z jaką mój znajomym remontuje swój dom. Z tego, co pamiętam tapety były krzywo ponaklejane, podobnie położona posadzka i jak powiedział "nie chciało mu się" rozrysować elektryki i teraz nie pamięta, co gdzie jest podłączone i jest dużo błędów i musi odrywać tapety, by to sprawdzić. "Niedbałość" objawia się np. w tym, że jak sprawdza odjazdy pociągu to nie chce mu się drugi raz sprawdzić, czy dobrze przepisał i często się myli. Bardzo często gubi portfele, karty bankomatowe czy plecak. Przeważnie spóźnia się z płatnościami za mieszkanie czy telefon. Przeważnie ma zablokowane konto w bibliotece. Jest on bardzo bierny. Właściwie w ogóle nie podróżuje. Na zmianę chodzi tylko do dwóch kawiarni i nie chce mu się pójść sto metrów dalej, żeby zobaczyć, co jest w innej. W kółko gotuje to samo danie, a póki pozwala mu na to jego sytuacja materialna, w ogóle nie gotował, tylko chodził do knajp.
Jego bierność polega również na posiadanym przez niego braku umiejętności podejmowania decyzji. Jak sam mówi problemem jest dla niego kupno prezentu na urodziny, bo tak go stresuje ta sytuacji, że nic nie wybiera i wychodzi ze sklepu. Od dwóch lat nie jest w stanie powiedzieć ani że nie chce ze mną być, ani że chce. Nigdy nie był on w zadeklarowanej relacji z kobietą. Jednak często był związany emocjonalnie z wieloma kobietami naraz, nie mogąc zdecydować się na żadną z nich. Jak sam mówi "nie wie co to znaczy chcieć być z kobietą, że wie jedynie jak to jest być uzależnionym od kobiety". Tylko raz w swoim życiu zdecydował się zamieszkać z kobietą, od której jak twierdzi był emocjonalnie uzależniony i że była to toksyczna relacja. Dlatego też przez całe dwa lata, chociaż kontaktowaliśmy się regularnie i widywaliśmy (ja go odwiedzałam) powtarzał, że nie będziemy nigdy razem. Ja chcąc wreszcie coś zdecydować, zapytałam się, czy jednak nie chciałby zdecydować spróbować być ze mną razem, bo jak sam zawsze mówił chciałby nauczyć się bycia odpowiedzialnym. On powiedział, że tak.
Mamy ogromne problemy z komunikowaniem swoich potrzeb i emocji. Mój znajomy (jest on Belgiem, więc porozumiewamy się w języku angielskim) właściwie na wszystko, co jest w jakiś sposób pozytywne, używa słówka "nice". Kiedy się go pytam co ma na myśli, nie potrafi odpowiedzieć. Z drugiej strony bardzo często czuję się "zły", właściwie bez racjonalnej przyczyny. Np. doprowadza do jakiegoś nieporozumienia, po czym mówi, że jest rozczarowany mną, chociaż moje działanie czy słowa były wynikiem mojego niezrozumienia sprawy, za co odpowiedzialność ponosi on, bo zaniechał poinformowania mnie o czymś. Ale on właśnie takiego rozumowania nie przeprowadza tylko mówi, że jest na mnie zły i czuje się rozczarowany. W sytuacji stresu (teraz stresuje się swoja sytuacją materialną i cierpiącym z powodu napadów paranoi bratem, który jest obecnie w szpitalu psychiatrycznym) zamyka się w sobie i mniej więcej co miesiąc przestaje się na jakiś czas do mnie odzywać. Jego zamknięcie w sobie jest tak głębokie, że np. kiedy po kłótni, w której w odpowiedzi na moje pretensje powiedział, że ma mnie dosyć i że zaczyna myśleć o rozstaniu, ja próbowałam jakoś załagodzić sytuację (przypuszczałam, że ta kłótnia nie była spowodowana moimi "pretensjami", lecz jego własnym stresem, z którym sobie nie radzi) i wysyłałam mu miłe niezwiązane z kłótnią smsy chcąc mu w tym stresie jakoś pomóc, on nic na te smsy nie odpowiadał, z czego ja wywnioskowałam, że po prostu nie chce się kontaktować i godzić. On po kilku tygodniach twierdzi, że to był bardzo dobry czas i że kiedy ja mu wysyłałam uśmiechy on też się uśmiechał, ale on w ogóle mi tego nie zakomunikował. Ja tę sytuację odbierałam jako katastrofę on jako miły czas!
Mój kolega jest bardzo lubiany przez ludzi. Ma dużo znajomych i swoje życie głównie spędza na spotkaniach ze znajomymi (piciu kawy i graniu w szachy). Jednak większość z nich jest dosyć powierzchowna. Jest bardzo miły (przemiły), szczodry i potrafi być empatyczny (jednak mam wrażenie, że jest to bardzo powierzchowna empatia, polegająca np. na zachwycie nad małym dzieckiem, ale przejęciem się czyimś cierpieniem fizycznym). Mojego cierpienia bowiem mój znajomy nie zauważa. Wydaje mi się, że jest on tak pochłonięty swoim złym samopoczuciem, że już nie starcza mu uwagi czy siły, by zauważyć mnie i działać tak, by nie przysparzać mi cierpienia. Jakoś tak jest, że dla obcych ludzi jest on bardzo miły, a dla tych, z którymi jest blisko, często jest nie do zniesienia, chociażby przez swoją humorzastość, czy pochłonięcie własnym samopoczuciem.
Wiem, że to bardzo długi list. Jednak czuję się kompletnie zgubiona. Czuję się bardzo związana z tym mężczyzną, z drugiej strony ta relacja mnie w pewien sposób niszczy. Mój znajomy jest dla mnie kompletnie nieprzewidywalny a z drugiej strony czuję do niego ogromną bliskość, która sama nie wiem czym jest (chęcią poświęcenia się, miłością, fascynacją, narkotycznym uzależnieniem?). Chciałabym się zapytać, jak ewentualnie należałoby żyć i postępować, z tak działającą osobą. Czy rzeczy, o których pisałam są poważne, czy mogą wskazywać na jakieś zaburzenia psychiczne. Czy mogę jej jakoś pomóc (mój znajomy wielokrotnie powtarza, że chciałby założyć rodzinę i żyć normalnie), co mam robić i czy cokolwiek, czy może lepiej jest odejść. Będę wdzięczna za jakąkolwiek wskazówkę.