Czy to depresja, czy tylko osłabienie?
Witam. Mam 25 lat. Od jakiegoś czasu wciąż jestem osłabiona, mam zawroty głowy, ociężałe nogi, najchętniej bym tylko spała i gdyby nie to, że nigdy nie okazywałam słabości przy innych (mieszkam z bratem i narzeczonym), nie wychodziłabym najchętniej z łóżka. Często też mnie mdli, mam wstręt do jedzenia ( chociaż chwilami zajadam się czekoladą, mimo że nie mam na nią ochoty), wciąż mi słabo, nie mogę na siebie patrzeć, wyjście do sklepu to dla mnie problem, bo strasznym wysiłkiem dla mnie jest samo wejście pod prysznic, umalowanie się, doprowadzenie do jakiegoś normalnego stanu. Najchętniej zapadłabym się pod ziemię, schowała gdzieś, gdzie będę z dala od ludzi. Boli mnie głowa od kilku dni, nie mogę się na niczym skupić, ugotować normalnie obiadu...
Mam coś takiego, że jeśli już się przezwyciężę, wyjdę do ludzi - do sklepu, gdziekolwiek - nigdy nie pokazuję słabości, jestem pewna siebie, za nic nie chcę by ktoś zauważył, że coś jest nie tak. Jednak po powrocie do domu czuję się potwornie zmęczona, jak by ktoś wyciągnął ze mnie całą energię, chce mi się płakać, na nic nie mam ochoty. Nie jestem w stanie się skupić na książkach, na gotowaniu, sprzątaniu - na niczym. Jestem około miesiąca na zwolnieniu, muszę znów szukać pracy, bo pracodawca uznał, że moja choroba to wymysł, żeby zrobić sobie wolne. Jak się zastanowię to tak jest za każdym razem, kiedy za długo nie pracuję, zaczynam za dużo myśleć, czuję się bezużyteczna, tak jest też kiedy coś mi dłuższy czas nie wychodzi, tracę wiarę w siebie, zamykam się w sobie...
Jakiś czas temu (ok. 8 lat) temu miałam załamanie nerwowe - wtedy przez ok. rok musiałam brać leki nasenne, bo nie mogłam spać i jakieś pobudzające rano, żeby w ogóle wstać z łóżka, wciąż płakałam - to było okropne. Od tamtej pory też żaden mój związek nie był udany, zawsze kiedy zaczyna mi się coś układać, jakoś podświadomie to burzę, kłócę się, strasznie awanturuję - a potem przepraszam... Ale ile można. Byłam 4lata z kimś. Odeszłam, bo znów zaczęłam wariować mimo, że na początku było cudownie. Minął rok, znów próbujemy być razem, bo on twierdzi, że mnie kocha, ale ja się boję - są chwile, że marzę żeby być sama, ale potem biegnę do niego, bo chcę się przytulić i znów płaczę - po prostu, bez konkretnego powodu.
Zawsze chciałam pójść do jakiegoś lekarza, porozmawiać o tym, ale kiedy mieszkałam jeszcze z rodzicami oni uważali to za wstyd i bezsens, a potem jakoś lata leciały, bardzo szybko się wyprowadziłam i jakoś nie potrafiłam nic z tym zrobić. Mimo, ze co jakiś czas to się wciąż powtarza. Proszę o radę - gdzie mam się zgłosić, czy sama mogę sobie pomóc?