Czy to może jest depresja? Nie mogę opanować emocji

Witam. Nie wiem, czy to depresja, czy jakaś histeria czy co... Wstyd mi za samą siebie. Nie potrafię opanować emocji, płaczę przy obcych ludziach... Nienawidzę swojej pracy ( jestem nauczycielką i pracuję więcej niż owe słynne 40 godzin tygodniowo!), ale muszę pracować, wiadomo, względy finansowe (innej pracy ani widu, ani słychu, szukałam i nic). Mąż raczej zimny, nieczuły, ale zawsze taki był i jakoś sobie radziłam, a teraz... trudno zasnąć, w środku cały czas takie napięcie, jakbym szła na jakiś egzamin (nie mogę się tego pozbyć, jakbym cały czas się czegoś bała). Kiedy mam iść do pracy, to mnie mdli.

Moja koleżanka powiedziała mi, że zachowuję się jak rozpieszczony bachor (no bo zdrowi jesteśmy i mam pracę), sama nie wiem... Jak przestać to czuć? Jak przestać płakać, mieć czarne myśli... Ogarnia mnie taki bezsens, w zasadzie żyję już tylko dla moich dzieci (mam dwie córki), muszę żyć, być zdrowa i pracować, żeby je utrzymać, a potem pomóc się usamodzielnić. A ja...? Praca zajmuje mi większą część czasu, nie mam siły na to, żeby zająć się jak należy dziećmi (z tego powodu mam poczucie winy, zajmuję się cudzymi, dla moich już brak mi cierpliwości i siły...), o sobie nie wspominając.

Kiedyś byłam radosną, pełną życia dziewczyną, teraz mam 39 lat i czuję się stara, zmęczona... przede mną już tylko starość. Kto by się przejmował starzejącą się kobietą... To, co się dzieje u mnie w pracy w większości jest pozbawione sensu. Durne szkolenia, przegadane rady (same baby), jakieś idiotyczne programy i konkursy wokalne (uczę też muzyki), które nie wychowują, a tylko karmią próżność rozwydrzonych gimnazjalistek - strata czasu. A muszę tam być (a myślami jestem w domu - kiedy ja zrobię obiad, co robią moje dzieci, czy odrobiły lekcje..., a w tym czasie słyszę o "efektywności kształcenia" i szlag jasny mnie trafia).

Jaki sens ma to moje życie? I tak ma być do emerytury? Praca, której nie lubię, poczucie winy, chłodny mąż, samotne wieczory, a potem... śmierć? Może nawet poprzedzona jakąś straszną chorobą...? Nic nie sprawia mi już przyjemności. Mam takie wrażenie, że już wszystko widziałam, wszystkiego doświadczyłam, teraz się to tylko powtarza. Męczą mnie gadki ze znajomymi (oni w kółko mówią to samo, ja zresztą też. Głównie o pracy, no bo w pracy wszyscy spędzamy większą część życia). Jestem wierząca i modlę się, ale Bóg nie odpowiada. Kiedyś było inaczej. Nawet jak Biblię czytałam, to jakieś słowo z niej było dla mnie pocieszające. Teraz patrzę tam - i nic. Taka pustka. Mam się zacząć leczyć...? A może to wczesna menopauza? Może ja histeryzuję i przesadzam, więc powinnam zacisnąć zęby i wziąć się w garść? Grażyna

KOBIETA, 39 LAT ponad rok temu

Szanowna Pani

Zdecydowanie proszę nie traktować swoich odczuć, obaw i dolegliwości jako histerii! Myślę, że opisywane pogoszenie samopoczucia może mieć swoją przyczynę w chorobie. Objawy, o których wspomina Pani w mailu mogą wskazywać na depresję, do postawienia diagnozy konieczna jest jednak wizyta u specjalisty-lekarza psychiatry. Jest bowiem kilka zaburzeń, w przebiegu których występują podobne objawy, stąd decydujące znaczenie ma zawsze zebranie dokładnego wywiadu chorobowego i osobiste zbadanie.

Myślę, że nie powinna Pani zwlekać z wizytą w Poradni Zdrowia Psychicznego, gdyż im szybciej rozpocznie Pani leczenie, tym szybciej odzyska Pani radość życia. Zagryzanie zębów i trwanie w cierpieniu nie ma bowiem najmniejszego sensu i do niczego nie prowadzi. Proszę okazać sobie odrobinę wyrozumiałości i poprosić o pomoc specjalistę. Trzymam kciuki za szybkie wyzdrowienie.

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty