Czy zaburzenia osobowości i uczucie nicości są objawami nerwicy?

Kobieta, 18 lat. Pisząc ten post, nie potrafię wyrazić własnych uczuć. Podczas gdy weszłam na internet (ok. 16) czułam jakby smutek, rozdrażnienie. Teraz zaś sama nie wiem, niby jest normalnie, przeglądnęłam również kilka innych stron (portale społecznościowe itp.) Powinnam zacząć się uczyć. Jest już gdzieś 2 h przed północą, jednak nic mi się nie chce, nawet kłaść spać, bo niby po co? Po to, żeby jutro wstać? Żeby zacząć nowy dzień? Może jeszcze spotka mnie coś miłego, może poczuje tę odrobinkę szczęścia, może…? Bezsens. Zacznę od początku. Piszę to przypominając sobie co tak naprawdę działo się ze mną od początku, a co zauważyłam dopiero jakiś czas temu (analizując dlaczego jest jak jest). Gdyby ktoś spytał mnie o wspomnienia z dzieciństwa, z całą pewnością przeszedł by mi przez myśli jako jeden z pierwszych "nieuzasadniony strach ", jednak bałabym się o tym powiedzieć na głos (tu znów się pojawia pytanie czego się bałam.) Teraz myślę, iż mogły to być np. napady lękowe. Pamiętam jak leżałam na łóżku, bądź stałam w kościele, szkole i czułam jakbym miała zaraz umrzeć. Nie mogłam wydobyć głosu, wszystko mnie przerażało. Odwracałam się myśląc, że ktoś jest za mną, nawet co 5 min siedząc przy komputerze. Zaburzona równowaga ciała, (jednakże mogło to być spowodowane niedowagą). Nie mam żadnych problemów w domu, mimo iż moja mama, jak uważam, może mieć jakieś zaburzenia, gdyż jednego dnia jest na mnie zła i w ogóle, a drugiego zachowuje się jakby wszystko było ok, również robi rzeczy o których nie pamięta, bądź też coś sobie wymyśla i wszystkim to wpaja. Dodam iż oprócz domowników, wątpię by ktokolwiek mógł to zauważyć. W gimnazjum, z tego co pamiętam, byłam raczej zamknięta w sobie, jednakże nie tak bardzo jak w szkole podstawowej. Pamiętam, że jakoś wtedy, jak zaczęłam dojrzewać, pojawiła się nadmierna potliwość całego ciała (zwłaszcza dłonie) trwająca do dziś. Małe przygnębienie, myśl tylko o nowej szkole itp. Po zakończeniu szkoły diametralnie zmieniłam swój wygląd. Włosy, styl ubierania - to wszystko wpłynęło na moja samoocenę. Koniec wakacji - narastające podekscytowanie, szkoła o której marzyłam, modliłam się, aby tam się dostać. Szkoła średnia niestety przyniosła wprost przeciwne rezultaty. Drżenie rąk, złudzenia, że wszyscy mi zazdroszczą, że ze mnie kpią, że chcą mnie zabić (bądź może prawda), ataki agresji i depresji, zupełne zagubienie się w nicość. Modlenie się o śmierć. Zmiana szkoły, pierwsze myśli samobójcze, pierwsza próba… Nowa szkoła - wszystko niby ok, z wyjątkiem mojego przygnębienia i chęci sięgnięcia po coś konkretniejszego, co mogłoby mnie zabić lub uszczęśliwić. Pierwsze próby narkotyków, jednakże bez kontynuacji, z wyjątkiem tytoniu. Wpadniecie w nałóg nikotynowy. Wszystko zaczęło się układać, aż do kolejnego zdarzenia w moim życiu - poprzez moją wciąż trwającą zawyżoną pewność siebie próbowałam kogoś zniszczy, wówczas dla zabawy, a w rezultacie wyszło na odwrót. Zmiana osobowości - mam na myśli fakt, iż raz czuję się dzieckiem, chcę być śmieszna, mówię bzdury, aby wszyscy mnie zauważyli (postrzegli jako pustą dziewczynkę, dziecko) by się śmiali - to chyba taki mój sposób, aby ukryć smutek). Innym razem czułam się kimś dorosłym, lepszym od innym, dojrzalszym i chciałam, aby inni tak mnie postrzegali, jednak niestety niektórzy przyzwyczajeni są do tego wcześniejszego typu. Śmieję się, bo inni się śmieją, smucę, bo oni też się smucą. Pamiętam jeden dzień, w którym chciałam definitywnie, że sobą skończyć, pamiętam go szczególnie, gdyż z reguły, gdy coś dzieje się dzień wcześniej i wtedy chcę się zabić i mi się nie udaje, to na drugi dzień zapominam i żyję dalej, udając szczęście. W owy dzień wstałam mając jeden cel, kupić to, co zamierzałam. Spotkałam wtedy nieznajome dziewczyny, w moim wieku, dowartościowały mnie, mimo że nie wiedziały, po co przyszłam. Niby nic nadzwyczajnego, dla mnie akurat to było coś nowego, taka odrobina szczęścia. Na drugi dzień żałowałam, że tego nie zrobiłam. Pamiętam również jedną chwilę szczęścia, gdy wracałam od koleżanki, było późno, szlam i nagle poczułam się szczeliwa przez chwilę, na drodze, na której byłam sama, wystraszyłam się, że coś mi się stanie, a nie chcę umierać (w codzienności zaś śmierć jest moim marzeniem). Od tamtego czasu minął prawie rok, moje nieszczęście się pogłębiało, kilka prób samobójczych (zażywanie wszystkich dostępnych tabletek wraz z alkoholem), skutek- wymioty, bóle głowy. Ponad miesiąc temu zdałam sobie sprawę, że ja tak nie mogę, nie potrafię. Kiedyś, może nie aż tak bardzo, ale w jakimś stopniu na pewno cieszył mnie fakt, że będą święta, wakacje, moje urodziny. Teraz jest mi już wszystko jedno, nie zależy mi na niczym. Męczyłam się pod przykrywką, wszyscy mówili mi jaka ja to nie jestem ładna itp., a podczas gdy na mnie patrzyli, marzyłam by ktoś to zauważył, pomógł mi, porozmawiał z własnej woli. Dużo razy o tym mówiłam mamie, koleżance, siostrze, nawet moja cała nowa klasa to wiedziała, że chcę ze sobą skończyć, myśląc teraz, że wszystko jest ok. Często '' filozofuję". Mam dość często omdlenia, zawroty głowy, nudności, zaparcia, częste kłucie w sercu, osłabienie, zaś chyba najgorszym objawem jest chyba nieostająca zaburzona równowaga ciała, gdyż wyglądam jak pijak. Czasami, gdy mam dużo wolnego to nawet myślę o przyszłości, planując ją konkretnie, mam ambitne plany, cele, których się podejmuję, jednak które na drugi dzień tracą sens i mam gdzieś zdanie innych itp. Nie potrafię się skupić. Nie wiem kim tak naprawdę jestem. Poprawiam się w nauce, wszystko idzie coraz lepiej, coś tam zwyciężam, niby pięknie, ale myśl ''to bez sensu"' nie daje mi spokoju. Nie mogę być w związku, bo po spotkaniu z kimkolwiek mam do tego chłopaka obrzydzenie, mimo że nawet mnie nie dotknął (niezależnie od tego kto to jest). Czasami, gdy nie płaczę, wmawiam sobie coś smutnego i zdarza się, że jakieś łezki tam polecą. Nie wiem już kim jestem, możne ja tylko udaję, wmawiam sobie to? W końcu czasami czuję się normalnie. Pewnie jutro to przeczytam i poczuję obrzydzenie (często tak mam). Może jestem tylko fałszywa? Nie mogę iść do psychologa, bo to wstyd dla rodziców jak wezmą mnie do szpitala czy gdzieś. Mam plamy na ciele, jasne odbarwienia i czerwone plamy na stopach, boli mnie w lewym boku pod żebrami, a raczej uciska. Właśnie ponad miesiąc temu podjęłam definitywna decyzję, że albo ze sobą skończę, albo zrobię wszystko, aby się uszczęśliwić, tyle, że już przy użyciu czegoś konkretnego, zdając sobie sprawę z konsekwencji. Postanowiłam uzależnić się od amfetaminy, tak to dość nietypowe, gdyż nikt z początku (z tego, co czytałam) tak o tym nie myśli. Zawsze byłam osobą inteligentną, mimo iż piszę to już ponad 2 h, gdyż jest po północy i mam zwałę, z czego wynikają błędy ortograficzne. Przeglądnęłam wszystko na temat owego narkotyku i prześledziłam forum. Wiem, że to wystarcza na krótką metę, dalej jest gorzej. Dotychczasowe zwały, nie są dla mnie czymś konkretnie złym, gdyż pasuje mi owy stan rzeczy jak wiadomo po samym zażyciu, ale również nie przeszkadza na zwale. Od kilku lat lubię mieć choroby, marzę o tym aby poczuć się inaczej niż wszyscy, przenieść myśli na coś). Wstydzę się o tym rozmawiać, mam jakieś obrzydzenie jak pomyślę, że komuś bym o tym miała powiedzieć, często czuję obrzydzenie do różnorodnych rzeczy. Mam dużo swoich teorii. Życie na speedzie? Jako lekarz odpowiedziałabym, że to zrobi gorzej, wręcz nic nie da, prowadzi tylko do śmierci. Ja tylko pytam za ile lat, dni, tygodni, czy może miesięcy? Nie zależy mi na tym, wręcz przeciwnie - jeżeli to wyniszczy mój organizm tym lepiej, niż normalnie się zabijać. Dzięki temu żyję. Wiem jedno: to mnie uratowało, ale również to mnie zabije. Szczerze mówiąc, chyba na to czekam... Dziękuję, jeżeli ktokolwiek przeczyta to do końca, gdyż zwykle nikt mnie nie słucha, z czego wynika ów fakt, iż nikt nic nie wie, nie może mi pomoc, ani doradzić. Czy to nerwica?

KOBIETA, 18 LAT ponad rok temu

Witam!

Piszesz o wielu problemach i myślę, że warto byłoby nad nimi popracować. Czujesz się niewysłuchana i odrzucona przez otoczenie. Ludzie mogą Cię nie rozumieć i dlatego unikać rozmów na trudne tematy.
Nie martw się, psycholog nie zamknie Cię w szpitalu, bo nie jest lekarzem. Do szpitala też nie kierują od razu i na przymus, stosowane jest to tylko w kryzysowych sytuacjach. Warto, żebyś zechciała sama sobie pomóc. Nikt Cię nie słucha - zawsze możesz zadzwonić do telefonu zaufania. Spróbuj spotkań z psychologiem, znajdź grupę wsparcia. Inni ludzie mogą Ci pomóc, tylko Ty też musisz tego chcieć.
Warto jest szukać wsparcia i pomocy, bo może się okazać, że życie jednak ma sens, a Twoje samopoczucie może być dobre. Wiele zależy od Ciebie. Napisałaś wiadomość, odważyłaś się opisać swoje problemy, to bardzo wiele znaczy i jest dużym krokiem na przód w poszukiwaniu dla siebie nowych możliwości. Postaraj się zadbać o swoje potrzeby i zwróć się o pomoc do ludzi, którzy będą chcieli Cię wysłuchać i wspierać. 

Pozdrawiam

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty