Dlaczego, choć wiem, że muszę być twarda, pragnę tylko śmierci?
Chcę, aby te cierpienie wreszcie się skończyło. Mam dość ciągłego płaczu do poduszki w nocy, żeby nikt nie wiedział. Wszyscy uważają mnie za osobę, której psychiki nie da się zburzyć, ale ona już jest zburzona - od pewnego czasu myślę o samobójstwie, wiem, że to głupie uciekanie przed problemami i w ogóle, że niby to będzie cios dla moich bliskich i w ogóle, ale ja czuję, że oni poczują tylko ulgę. Z rodzicami nie rozmawiam o swoich problemach, a przyjaciele uważają mnie za osobę, która ma wszystko gdzieś, która jak nie pasuję jej coś to wstanie i powie to na głos, bo taka właśnie jestem, ale w środku czasem jednak potrzebuję wsparcia - nikt tego nie rozumie... Życie po woli traci dla mnie sens, zaczęłam często pić alkohol, także od pewnego czasu palę nałogowo, zastanawiam się nad braniem narkotyków (może to mi pomoże, ale wątpię) - przynajmniej odpłynę na jakiś czas i poczuję ulgę, nie wiem co będzie dla mnie lepsze, ale wiem, że będę musiała nie długo podjąć jakaś decyzję i nie wiem czy słuszną… Powiem, że takie wyżalenie się jest fajne, może przyniesie ulgę i nic nie zmienię w swoim życiu. Wiem, muszę być twarda, chcę taka być.