Jak sobie poradzić po śmierci Michaela Jacksona?
Już nie mam siły... Kocham pewnego człowieka którego nigdy nie widziałam ani nie znałam osobiście. Jest nim Michael Jackson. Wcześniej byłam wielką fanką Roberta Pattinsona. Za tych czasów nie wiedziałam kim jest Michael Jackson. Były to czasy, w których już nie puszczali jego piosenek i nie mówiono o nim. Nie miałam nic do niego. Raz obiło mi się o uszy jego nazwisko, ale to tyle. Gdy 26 czerwca 2009 roku się obudziłam i zobaczyłam w telewizji, że Michael Jackson nie żyje to zaczęłam strasznie płakać. Było to dla mnie strasznie dziwne, bo nie znałam go. Ale w tym momencie poczułam jakaś pustkę w sercu. Weszłam na Wikipedię i przeczytałam Jego biografie i wszystko się zmieniło. Potem mama zabrała mnie na "This is it", który cały przepłakałam, ale cała moja miłość do niego nasiliła się jakieś pół roku temu. Od tego czasu się tnę, płacze całymi nocami i rano wszyscy widzą że coś ze mną nie tak, ale ja się do tego nie przyznaję, bo wiem, że wyśmieją mnie i uznają za dziwaczkę. Wiem, że to zabrzmi głupio, ale gdy patrze się w oczy Michaela to czuję tak, jakby wszystkie problemy nagle zniknęły i wszystko stało się takie proste, ale zaraz wraca tęsknota a z tęsknotą ból. Nie umiem sobie poradzić z tym, że go już nie ma i mam czasem chwile zwątpienia w Boga i pytam siebie samej czy jest on sprawiedliwy, że go nam odebrał. Jeszcze dochodzi brak akceptacji Michaela wśród kolegów i koleżanek, bo wszyscy uważają go za pedofila, białego murzyna, geja i dziwaka, który był uzależniony od operacji plastycznych. To na prawdę bardzo boli. O moich problemach wie tylko kilka najlepszych przyjaciółek, ale one wcale mi nie pomagają miąć, że jestem głupia i że jak można go w ogóle kochać, i że to nie jest miłość bo to mi niedługo przejdzie tak jak z Pattinsonem. Ale ja wiem, że tak nie będzie. Mówią też, że jego śmierć to nie jest powód do cięcia się, ale nie wiedzą jakie to dla mnie trudne. Czuję się tak jakbym straciła ojca. Nie chcę iść do psychologa, bo boję się tego, że gdy o tym opowiem to się będzie śmiał, że to wszystko dla Michaela Jacksona. Ja na prawdę go kocham i wiem, że wydaje się to śmieszne, ale tak jest i nic na to nie poradzę. Widzę w nim cały świat. Nie mogę wytrzymać dnia bez jego muzyki i bez moonwalka. Wiele też mu zawdzięczam, bo od czasu gdy go kocham nie przeklinam, lepiej się uczę i w ogóle jestem lepszym człowiekiem. Nauczyłam się też tańczyć tak jak on i sprawia mi to dużo przyjemności, bo nie miałam wcześniej żadnego hobby ani talentów. Ale martwi mnie to, że mam myśli samobójcze i się tnę gdy nie potrafię sobie poradzić z jego śmiercią. Miałam takie dni gdy już całkiem byłam na załamana. Bardzo chciałam umrzeć, ale przyjaciółki mnie z tego wyciągnęły. One też nie do końca mnie rozumieją. Bardzo proszę o odpowiedź i o pomoc jak najszybciej, bo tracę już nadzieję, że będzie lepiej. Pozdrawiam, Fanka Michaela