Depresja z napadami lękowymi - nie chcę stracić dziewczyny, co robić?
Witam. Wiek: 17, w tym roku 18, płeć: mężczyzna. Moja choroba - "depresja wraz z napadami lękowymi" - rozpoczęła się jakieś 6 lat temu. Na początku wszyscy myśleli, że po prostu jest to chandra, przeżycie po chorobie matki. Przez dłuższy czas walczyliśmy z tym sami, jednak było to tak silne, że musieliśmy sięgnąć po radę specjalistki i tak zrobiliśmy - pojechaliśmy do psychiatry. Rozmowa z panią doktor to najszczęśliwsza rozmowa jaką przeżyłem - rozpoznała od razu, że to depresja i powiedziała, że to przejdzie, lecz nie od razu. Pierwszy raz brałem tabletki, był to dla mnie szok - gadałem, że jestem inny niż wszyscy, że jestem nienormalny, że biorę takie tabletki i że korzystam z psychiatry. Po niecałych 4 tygodniach przeszło mi, zaczynałem znów cieszyć się z życia, śmiać się, spędzać czas ze znajomymi. Od pierwszej klasy podstawowej uprawiam sport i chcę wybić się dalej, po prostu kocham to, co robię i mam nadzieję, że to zaowocuje w przyszłości. W domu tata pije, jest dobrym człowiekiem, pracuje, ale jego wadą jest alkohol. Po pewnym czasie dowiaduję się od pani doktor, że to jest choroba rodzinna, prawdopodobnie tata też to ma i dlatego sięga po alkohol. Mama od zawsze była nadopiekuńcza, czytam wiele książek na temat tej choroby i wiem że przez nadopiekuńczość człowiek traci na swojej wartości. Miałem spokój na jakiś rok i znów choroba wróciła, byłem w niej pogrążony, wystraszony, pociłem się, przy mocnym lęku miałem chęć, żeby zaraz krzyczeć. Wmawiałem sobie, że to nie przejdzie, że już zawsze tak będzie - po prostu natrętne myśli. Znów się uwolniłem, dałem radę i byłem zdrowy, niestety po pięknym tym okresie (tzn. 4 latach) znów to wróciło. Nie byłem już na to przygotowany, tym bardziej że przerwałem zażywanie tabletek i nie brałem ich z rok. Jak zawsze cios w serce i wmawianie sobie, że to nigdy nie było tak silne, że to jest najmocniejszy atak - doprowadzało mnie do szału. Dokładnie było to w październiku 2010 r., pojechałem do pani doktor, jak zawsze pomogła mi i podniosła na duchu. Choroba zwalczona, cieszyłem się aż do lutego, do dnia, kiedy to babcia, z którą mieszkałem w jednym domu, umarła w drugim pokoju. Byłem przestraszony, rozstrzęsiony, a lęki były dziwne. Mam dziewczynę od 2 miesięcy - boję się, że przez tę chorobę mogę ją stracić, kocham ją bardzo i ona mnie też, ale dla niej może wydawać się to dziwne. Moje lęki jak i depresja są dziwne, nie wiem czy są początkiem na przygotowanie do tych mocnych objawów czy ja po prostu zapanowałem nad lękami i to mnie tak bardzo dręczy. Czytam książki, z których dowiaduję się jak sobie pomóc i wtedy mi pomogło, a teraz?? to mnie najbardziej gryzie. DLA MNIE TA CHOROBA JEST WYLECZALNA!!!!! Wiem, że jest straszna, ale wystarczy ją zaakceptować, a będzie słabsza od nas, parę razy już się "wyleczyłem", ale sytuacje życiowe przywracają ją. Bardzo mnie to męczy :((( Moje pytanie w skrócie: co zrobić z dziewczyną? Czy jest to jakby początek tego, żebym się przygotował na mocniejsze fazy, czy po prostu nad tym zapanowałem? P.S. Zapomniałem dodać, że od 4 lat palę papierosy. Wiem, że to nie jest dobre dla mojej choroby i dla dalszego rozwijania się w sporcie, ale tak już się stało. Może i na temat papierosów też dostanę radę. POZDRAWIAM I PROSZĘ O JAK NAJSZYBSZĄ ODPOWIEDŹ, JEST TO DLA MNIE BARDZO WAŻNE.