Dlaczego nie mogę znaleźć sensu życia i ciągle zmagam się z depresją?

Mam 55 lat, dobrze mi się powodzi - mam dom, dobrego zaradnego męża, zdrowe dorosłe dzieci, naprawdę niczego mi nie brakuje, oprócz odrobiny poczucia szczęścia. Prawdę mówiąc i aż wstyd się przyznać, ale ja nie umiem się nawet ''budować'' tym co mam, jakbym tego nie doceniała i uważała, że mi się wszystko należy! Ale tak nie jest - ja po prostu tego nie potrafię zrobić mimo dobrych chęci i nie wiem dlaczego tak się dzieje. Do urodzenia 1-go dziecka pracowałam zawodowo, potem, za namową męża, zrezygnowałam z pracy, następnie było 2 dziecko i scenariusz powtórzył się. Cały czas było mi z tym źle, ale nie oponowałam zbytnio, gdyż pozwoliłam innym na wmówienie mi, że to dla dobra dzieci, a ponieważ wychowałam się w rodzinie patologicznej więc nigdy swoich potrzeb nie miałam (nie mówiąc już o marzeniach, zainteresowaniach, pasjach czy nawet gronie znajomych). Po drodze mojego małżeńskiego życia zaczęły się depresje - najpierw nierozpoznane poporodowe, a potem na tle nerwicy obsesyjno-kompulsywnej. Nie muszę wiele pisać jak w tym okresie przebiegało wychowywanie dzieci, ponieważ łatwo sobie wyobrazić matkę wiecznie płaczącą jak małe dziecko, izolującą się aby nikt nie rozpoznał jej stanu, wiecznie niezadowoloną, agresywną (bo nie potrafiłam wyrażać emocji, ani też o nich rozmawiać). Mąż ciągle nieobecny, zarabiający na luksus dla mnie - a ja w tym wszystkim sama, pogubiona, mimo swoich 30 wtedy lat bez wsparcia, pomocy, a wręcz pomagająca innym, bo tego ode mnie oczekiwała matka i chory od alkoholu ojciec. Totalna trauma. Wreszcie wylądowałam u psychologa, gdy na któreś święta nie wstałam z łóżka. Terapia trwała 14 lat, po drodze włączał się psychiatra na 2 lub innym razem 3 lata z psychotropami z czego p. psycholog nie była zadowolona, ale może dzięki niemu jeszcze żyję - tylko co to za życie! Ja nie potrafię żyć, cieszyć się, podnosić swojej niskiej samooceny nawet odnosząc nieraz sukces, mąż jest przerażony, ponieważ nic z tego nie rozumie, więc zaczęłam przed nim ukrywać swoje emocje, stałam się nijaka - kiedyś to chociaż płakałam, wpadałam we wściekłość, a teraz palę te swoje śmierdzące papierosy, popatrzę w tv, zrobię coś w domu, ale nie za wiele, gdyż mi się po prostu nie chce, zresztą już nie muszę i tak dzień w dzień. Do minimum ograniczam kontakty z ludźmi, gdyż nie chcę im opowiadać o sobie, a u nich wszystko zawsze OK, po amerykańsku, ale upojne w alkohol imprezy po polsku. Od 10 lat wpadam w obsesję, że się starzeję i nie chodzi tu bynajmniej o urodę, ale oto, że nic konkretnego nie robię, że nic nie zrobiłam dla siebie, że nawet nie jestem do końca zdrowa (nadal biorę psychotropy) nie mówiąc o szczęściu, które nie jeden człowiek odczuwałby będąc na moim miejscu. Ciągle czegoś szukam, potrzebuję, ale nie wiem co to jest, nie umiem nazwać. Ja chyba już sfiksowałam naprawdę. Nie chcę powtórki z psychologiem za dużo mnie to kosztowało, a leki zapewne nie wiele pomogą bez terapii. Jestem naprawdę zmęczona takim życiem i w dodatku w ciągłym lęku. Lęku nie tylko przed starością, bo tej mam nadzieję nie doczekać, ale lękiem wynikającym ze świadomości jak dalece pokancerowałam swoje dzieci, czym to w przyszłości trąci, jak długo mój mąż ze mną wytrzyma, oraz wiele innych zapewne irracjonalnych lęków, które mi na co dzień towarzyszą.

KOBIETA, 56 LAT ponad rok temu

Witam!
Zrezygnowała Pani z siebie na rzecz rodziny. W trudnych chwilach nie odnalazła Pani wsparcia w najbliższych. Teraz, kiedy dzieci są dorosłe, Pani ma zapewnioną stabilizację finansową, może Pani pomyśleć o sobie.
Trudno jest Pani być szczęśliwą i poradzić sobie z problemami. Myślę, że pomocna w odzyskaniu wiary w siebie i znalezieniu sensu w życiu byłaby aktywizacja. Nigdy nie jest za późno na zmiany. Warto, żeby znalazła Pani osoby, które będą Panią rozumiały. Dobrym rozwiązaniem jest grupa wsparcia. Mogłaby Pani skorzystać z takiej możliwości. Grupy wsparcia są swoistą formą terapii, jednak polegającej na wzajemnej pomocy i oddziaływaniu na siebie osób, które mają podobne problemy. Poczucie wspólnoty oraz wzajemne zrozumienie w grupie może dać Pani możliwość dalszej pracy nad problemami i pomóc znaleźć nowe rozwiązania dla wewnętrznych trudności.
Zachęcam również (oczywiście w miarę Pani możliwości i gotowości) aktywizację w sferze zawodowej lub społecznej. Obecnie Pani aktywność kończy się na codziennych obowiązkach. Zaangażowanie się w odpowiedni dla Pani rodzaj aktywności (praca, wolontariat, akcje charytatywne, itp.) może zapełnić lukę w Pani życiu i dać Pani powody do radości i samospełnienia.

Pozdrawiam

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty