Głęboka pustka we mnie i brak chęci do życia
Witam. Jestem dziewczyną i mam 24 lata. Właściwie to nie wiem nawet, od czego zacząć. Nie radzę sobie z moim życiem, wszystko wymknęło się spod kontroli. Staczam się od szczęśliwego człowieka do wraka... tyle lat zmarnowanych. Od 16 roku życia walczę codziennie ze sobą, żeby wstać z łóżka. Wszystko zaczęło się - tak myślę - od nieszczęśliwej miłości, szczenięcej, pierwszej. Platonicznej. Od osoby, która bawiąc się moimi uczuciami, dając mi nadzieję i rozkochując w sobie, okrutnie potraktowała. Cierpiałam, próbowałam się pozbierać. Chodzić do szkoły, uczyć się. Nigdy nie miałam przyjaciół, nie wiem dlaczego... kiedyś byłam inna... a i tak nikt nie chciał się ze mną przyjaźnić. Pewnie dlatego, że zawsze bylam gruba i brzydka.
Często myślę o śmierci, tak bardzo czasem chciałabym się nie obudzić, ale też bardzo się boję. Nigdy nawet nikogo to nie obchodziło. Mając 18 lat i będąc zupełnie samotną (jestem jedynakiem), odkryłam nowy świat. Świat internetu, który pochłonął mnie do głębi - tam mnie ludzie lubili, akceptowali... O mało co, a przez to nie skończyłabym szkoły. Na studia się nie dostałam 3 lata pod rząd... przez ten czas musiałam pracować... ale nikt mnie nie chciał... dlatego moje prace były nic niewarte. Dostałam się na studia - z których wyleciałam - znów z powodu świata wirtualnego.
Od tej pory tułam się po świecie, próbując znaleźć cel i motywację do życia, której z dnia na dzień ubywa... i codziennie odczuwam głęboką pustkę, w której nie ma chęci ani motywacji do działania... najchętniej wegetowałabym cały dzień przed komputerem albo leżała w łóżku, nic nie robiąc... Jestem strasznie płaczliwa... Jakakolwiek poważna rozmowa przyprawia mnie o łzy w oczach. Nie mogę spać po nocach, śnią mi się koszmary - o końcu świata, o wojnie albo że ktoś umiera. Śni mi się wielka niespełniona miłość... Nie umiem już nikogo kochać, boję się, że nigdy nie pokocham... Mam wprawdzie cudownego męża, ale serce mi pęka od świadomości, że go oszukuję... to bardziej ciepłe domowe ognisko niż miłość... tak bardzo bym chciała mieć dzieci... może one by mi dały motywację i cel. Ale prawdopodobnie nigdy ich mieć nie będę... Bóg mnie pokarał...
Każde zadanie, za które się zabieram kończy sie fiaskiem, bo i tak mi się nie uda, to po co w ogóle coś mam robić. Moj ojciec odszedł, jak byłam malutka... mama zmarnowała 18 lat życia, próbując go odzyskać dla mnie :( wszystko moja wina, mogłam się w ogóle nie urodzić - byłoby lepiej. Ale się urodziłam. Nie mam żadnych swoich zdjęć, nienawidzę na siebie patrzeć na zdjęciach. Nie mam nawet siły o siebie zadbać. Do diety zabierałam się już milion razy... nigdy mi się to nie uda:( całe moje życie to porażka... wegetacja... Proszę, pomóżcie mi... to moja ostatnia próba. Błagam... ja już nie chcę tak dłużej żyć. Ze strony męża również nie mogę liczyć na wsparcie - bo on nie odczuwa empatii. Dla niego liczy się tylko on sam. Nie byłam u żadnego lekarza ani nie biorę żadnych leków. Co ja mam robic? Pozdrawiam