Jestem rozczarowana moim życiem. Nie wiem, co dalej...
Mam na imię Marta i mam 28 lat. Jestem mężatką i mam dwójkę dzieci. Mimo to samotność wypełnia moje serce... Ciągłe kłótnie i awantury z mężem doprowadziły do tego, że moje dzieci nie mają szczęśliwego dzieciństwa. Nie chcę tu oskarżać mojego męża, bo wiem, że wina zawsze leży pośrodku... ale nie rozmawialiśmy od tygodni. Myślę, że coś między nami się wypaliło, przechodziliśmy kryzys... I w tym momencie kogoś poznałam, przeżyłam najcudowniejsze kilka miesięcy, które nie były oparte w ogóle na seksie, a jedynie na byciu razem, spędzaniu wspólnie czasu, rozmowach... dużo zrozumiałam... ta osoba, kiedy zauważyła, że rodzi się uczucie między nami odeszła, zostawiła mnie dla naszego dobra, choć spotęgowało to mój ból... Straciłam przyjaciela, tak mogę to nazwać. Może tak musiało być, bo zbliżyliśmy się z mężem, troszkę inaczej zaczęłam patrzeć na nasz związek... ale minęło kilka tygodni i znów się kłócimy....
Staram się być silna dla moich dzieci, ale wiem, że to wszystko nie ma sensu, nie chce mi się żyć, nie mam nikogo, z kim mogłabym porozmawiać. Mieszkam za granicą i zawiodłam się kilka razy na ludzich, których tu poznałam... Od kilku tygodni nie mogę znaleźć sobie miejsca, płaczę bez przerwy. Jestem kłębkiem nerwów, nie umiem się cieszyć. Myślę o samobójstwie, choć tak naprawdę nie wiem, czy bym się zdecydowała, nie jestem egoistką, a dzieci są moim światem... chcę je wychować, ale nie tak wyobrażałam sobie swoje życie. Nie mogę pokazać dziecku ważnych wartości, jak np. miłość, bo jej nie czuję. Jestem z mężem, ale czuję, że oboje nie jesteśmy ze sobą szczęśliwi... Boję się, że krzywdzę swoje dzieci, nie chcę, żeby widziały matkę ciągle zapłakaną...
Czuję się podle, próbowałam rozmawiać z mężem kilka razy. Czasem przez kilka dni jest dobrze, a później wszystko wraca do normy, czyli ciągle jestem sama. Mąż nie ma czasu dla nas, zachowuje się jak duży chłopiec, nieodpowiedzialny i niezainteresowany rodziną... Nie umiem go zostawić, próbowałam, ale on wtedy przeprasza i kilka miesięcy się stara... A ja już nie mam siły. Jestem 7 lat po ślubie i dziś mogę powiedzieć, że żałuję tego dnia, kiedy powiedzialam: TAK... Sama nie wiem, czego oczekuję. Nie jestem pewna, czy ktokolwiek może mi pomóc. Biję się z myślami. Nie wiem, co robić. Czuję się rozczarowana moim życiem... nie chcę marnować życia moich dzieci, więc może najlepszym rozwiązaniem jest odejść z tego świata, tak po cichu, na zawsze... to moja pierwsza próba szukania pomocy i chyba ostatnia......