Jak mam sobie poradzić z tym problemem?
Jestem 16-letnią dziewczyną. Od zawsze byłam świetną uczennicą, która wygrywała wszelakie konkursy zarówno wiedzy, jak i artystyczne oraz zawody sportowe. Uważano mnie za pewien ideał, osobę której chyba niczego do szczęścia nie może brakować. W I klasie gimnazjum zaczęłam się odchudzać. Z 52kg/163cm zeszłam do 46kg. W końcu zaczęła się bulimia. Wyszłam z niej, przytyłam do blisko 59kg. Znów zaczęło się zbijanie wagi. Później doszły kompulsy.
Cała III klasa gimnazjum upłynęła mi na wiecznym myśleniu o jedzeniu, ćwiczeniach. Uczyłam się już zdecydowanie mniej, mimo to ze świetnymi ocenami ukończyłam szkołę i dostałam się do najlepszego liceum oraz najlepszej klasy w mieście. Miał to być nowy etap w moim życiu. Nie był. Nowe otoczenie z każdym dniem zaczęło utwierdzać mnie w przekonaniu, że w gruncie rzeczy jestem beznadziejna. Porażki zaczęły dołować, a nie jak dotychczas umacniać. Uznałam, że to nie to, dokonałam obrotu o 180 stopni, zmieniłam szkołę. Problem pozostał. Nie mam jakiejkolwiek motywacji do działania. Wielkie plany i aspiracje pozostają tylko w sferze marzeń, gdyż nie potrafię "zmusić się" do ich realizacji. Nauka, która zawsze mnie cieszyła zaczęła sprawiać ogromną trudność. Każda gorsza ocena jeszcze bardziej utwierdza mnie w poczuciu beznadziejności. Moje pasje cieszą tylko przez chwilę.
Pozornie jestem wesołą, rozgadaną dziewczyną. Tak naprawdę skrywam się pod maską cynika grającego erudytę. Każdego ranka nie chcę wstać z łóżka, by stawiać czoła światu. Zdarzają się dni, kiedy dostaję wzrostu motywacji. Kończy się jednak to szybko, zwykle wiecznie zmęczony organizm zabija chęć działania. Problemy z odżywianiem, które ciągną się już tak długo zapewne mają jakieś odbicie w stanie mojego zdrowia. Mam liczne bruzdy w paznokciach, które na dodatek nie chcą rosnąć, wypadają mi włosy, mam problemy związane z wypróżnianiem się, liczne bóle żołądka, jakieś przelewanie się, wzdęcia, bóle głowy, również bóle kręgosłupa, które jak lekarz orzekł związane są ze stresem. Wizja mojej przyszłości przygnębia mnie coraz bardziej. Już dziś boję się, że nie zdam matury.
Wszyscy w koło wydają mi się lepsi, a ja jestem bezwartościową, niekształtną masą, której brak jakiejkolwiek pewności siebie. W duchu często modlę się o jakąś chorobę. W wakacje trafiłam do szpitala po przedawkowaniu tabletek nasennych, które wzięłam po ostrej kłótni z bliską mi osobą. Były to silne leki, ponieważ w II klasie gimnazjum miałam poważne kłopoty ze snem, które trwały ponad 8 miesięcy i po kolejnych sześciu wróciły. Aktualnie jestem przeziębiona i chociaż z jednej strony cieszy mnie fakt, że nigdzie nie muszę iść, to z drugiej już rwę sobie włosy z głowy, myśląc o nadrabianiu materiału w liceum. Dodatkowo czeka mnie wizyta u laryngologa ze względu na licznie powracające chrypki i boję się tego, co mogę usłyszeć tam, gdyż głos jest ważnym "instrumentem", który w jakimś stopniu pozwala mi się realizować. Jak widać jestem pełna sprzeczności, które ciężko mi ze sobą godzić. Nie wiem już, jak mam żyć...