Jak pomóc koleżance, która ma myśli samobójcze?
Witam, Mam 16 lat i chodzi o moją przyjaciółkę, która jest moją rówieśniczką. Prawdopodobnie ma ona depresję, a przynajmniej jej zachowanie na to wskazuje. Na pozór wszystko wygląda w porządku. Rozmawia z ludźmi, uśmiecha się, zachowuje się całkiem normalnie w towarzystwie innych. Jednak kiedy rozmawia ze mną na osobności zaczyna mówić, że pomimo tego, że nie jest sama, w jej życiu nie dzieje się nic aż tak strasznego, i tak czuje się nieszczęśliwa. Czegoś jej brakuje, a ona nie potrafi nic zmienić i nie liczy, że coś się polepszy. Czasami całkiem nie ma ochoty nikogo widzieć, twierdzi, że sobie nie radzi i tylko płacze po pokoju. Miewa także myśli samobójcze, wychodząc z założenia, że w sumie i tak wszystko jest bez większego sensu, i nawet jeśli chwile jest dobrze, zaraz się zepsuje. Wiem również, że, aby choć chwilę nie myśleć i męczyć się psychicznie, jako rozwiązanie tego, potrafi się samookaleczać, robiąc sobie np. siniaki. Twierdząc, że nie potrafi wytrzymać i musi jakoś rozładować tą wściekłość na siebie. Mogłabym pisać i pisać, podając co inne przykłady. Jednak myślę, że ten zarys wystarcza. Dodam jeszcze, że nie ma ciekawej sytuacji z rodzicami. Ojciec wyjechał za pracą do Anglii, a matka została tutaj, jakby nie patrzeć, przez córkę, bo ta nie chciała tam jechać. Dlatego czasami potrafi jej wypomnieć, że przyczynia się do rozpadu rodziny i ogólnie niespecjalnie mają ze sobą dobry kontakt, zazwyczaj ich rozmowy kończą się tylko pogorszeniem stanu koleżanki. Matka twierdzi tylko, że koleżanka swoim stanem stwarza tylko problemy i ich na siłę szuka, więc raczej na jej pomoc nie można tu liczyć. Straszna jest również ta jej huśtawka nastrojów i stan jakbym miała 2 koleżanki w jednej. Jednego dnia ma ochotę się zabić, a drugiego mówi, że jest fajnie, rozmawia z ludźmi, jakby nigdy nic. A za chwilę znowu to samo. Nic z tego nie rozumiem, całkiem 2 sprzeczne sytuacje. Zdecydowałam się napisać, ponieważ czuję się całkiem bezsilna w tej sytuacji. Staram się ją pocieszać, spędzać z nią czas, interesować się i w miarę możliwości pomagać. Jednak na dłuższą metę to nic nie daje. Wręcz gorzej pogarsza i mój stan. Przykładowo wezmę ją na spacer, rozśmieszam ją, staram się jakoś doradzić, pomoc, niby jest dobrze. Jednak za kilka godz chwile słyszę, że to i tak bez sensu, że nikt by się nie przejął jakby po prostu zniknęła. I jak ja mam się z tym czuć? staram się, tyle robię, i wszystko na nic? Jakby to w ogóle nie było ważne i dostrzeżone. Żebym nie wiem, co robiła i tak to na marne. Jednak jeszcze gorzej, jak całkiem nic nie zrobię. Dlatego proszę o pomoc, mam dość świadomości, że coś dzieje się z nią złego, a ja o tym wiem i nic mi się nie udaje zrobić. Męczy mnie to psychicznie, to ciągle zamartwianie, analizowanie i sama już mam tego też dość. Skoro ja nie umiem, to może jakiś psycholog? Mogłaby się tam udać bez wiedzy rodziców? Co robić? Z góry dziękuje za pomoc i przepraszam za tak długą wiadomość :)