Jak radzić sobie z szarą rzeczywistością?
Cześć, Mam 24 lata i problem, z którym młoda osoba nie powinna się zmagać. Powinnam się cieszyć życiem, młodością i związanymi z nią możliwościami. Chodzi właśnie o brak tych możliwości - jestem osobą bezrobotną. Nie sądzę by to wynikało z mojej niezaradności, ponieważ studiując dziennie już pracowałam i to nie na umowę zlecenie, tylko o pracę. Obecnie studiuję zaocznie, robię mgra i studia podyplomowe i mam 3-letnie doświadczenie zawodowe - zostałam zwolniona i od pół roku szukam pracy. Niestety wszędzie, w jakiejkolwiek branży wymagają doświadczenia, chciałam już nawet pójść na produkcję, ale tam też mnie nie przyjmą, bo nie mam doświadczenia. Na staż nie mogę, ponieważ otrzymuje rentę rodzinną, która przekracza dopuszczalny dochód uprawniający do prawa do zasiłku i stażu. Z renty nie mogę zrezygnować, bo z tego płace za studia, a to co zostanie idzie na życie. Ręce opadają. Biegam na rozmowy i zawsze dostaję telefon z informacją, że jednak wybrali kogoś innego, oczywiście o ile zadzwonią. Nie wiem co jest nie tak, rozmowy moim zdaniem przebiegają bardzo dobrze, zawsze jestem dobrze przygotowana - może to dlatego, że okazuję, że mi zależy na pracy? Już sama nie wiem. Dostałam takiego doła, że gdyby nie mój chłopak to nie wiem co by było, na prawdę czuję się nic niewarta, nieprzydatna. Chciałam nawet skorzystać z pomocy psychologa, ale jedyny lekarz, który przyjmował w przychodni już nie pracuje, a nie mam pieniędzy na wizyty prywatne, bo przecież płacę za szkołę. W dodatku złapałam się na tym, że stała się ze mnie okropna materialistka, bo wszytko się dla mnie wiąże z pieniędzmi - zastanawiałam się nad związkiem z innym mężczyzną, który jest bardzo zaradny życiowo i posiada swój interes. Wiem, że to okropne, ale już nie wiem co robić, jednak zdaję sobie sprawę, że nie tędy droga. W dodatku ciągle w domu są awantury o to, że nie mam pracy i jak ja dalej będę żyła. Zdaję sobie sprawę, że moja mama chce dla mnie jak najlepiej, ale już nie mogę i nie mam siły ciągle znosić krytyki, już nie umiem, a tak bardzo bym chciała, żeby była ze mnie zadowolona, żeby wiedziała, że może na mnie liczyć, ale przez tę sytuację nasze relacje są fatalne. Mam dość siedzenia w domu, przeglądania w kółko ofert pracy z czego i tak nic nie wynika. Aha i żeby było jasne, mieszkam na Dolnym Śląsku, gdzie z pracą jest ciężko, chyba że się ma znajomości (ja nie mam), a mentalność ludzi dołująca. Może rzeczywiście jestem beznadziejna? Musi być jakiś powód.