Jak ratować rodzinę?
Dzień dobry, mam 41 lat, jestem mężatką od 20 lat, troje dzieci. Mój mąż jest alkoholikiem. Od kiedy to sobie uświadomiłam i "ruszyłam" problem, pije po kryjomu. Wcześniej pił "legalnie" niewiele, więc się nie domyślałam, ale jak się okazało resztę dopijał w tajemnicy, jak szłam spać. Nie upija się, przynajmniej tego jakoś specjalnie nie widać, trudno mi nawet czasem stwierdzić po wyglądzie czy akurat pił czy nie. Nie wszczyna awantur (choć ma zmienne nastroje i czasem jest przykry) ale na pewno zdarza się, że prowadzi samochód w stanie nietrzeźwym. Jakiś czas temu, w rozmowie przyznał, że ma problem, udał się nawet do specjalisty, ale dość szybko zaniechał tych wizyt (tak naprawdę nie wiem ile razy naprawdę był, bo mam wrażenie, że kłamie w każdym temacie i kompletnie mu nie wierzę).
Do tej pory nie było źle, miał krótkie okresy gorszego samopoczucia (pewnie wtedy pił, albo miał z kolei zespół abstynencyjny), wyrastał wtedy między nami mur, ale to jakoś szybko mijało, potem był "normalny" i szło się z nim dogadać, nasza rodzina w miarę normalnie funkcjonowała. W miarę interesował się dziećmi, mną, choć jak sięgnę pamięcią zawsze miałam niedosyt, jeśli chodzi o jego zainteresowanie nami. Mąż jest zamknięty w sobie, zawsze miał problemy z wyrażaniem uczuć i tzw. poważnymi rozmowami. To chyba jeszcze pogarsza sprawę. 2 tygodnie temu nastąpił kryzys jeśli chodzi o stosunek do mnie, zmiana jest ogromna, praktycznie z dnia na dzień całkowita niechęć do mojej osoby, całkowity mur, nie odzywa się do mnie, odpowiada tylko na pytania (więc jakby co, to przecież rozmawiamy), fizyczny kontakt zerowy, w ogóle nie spędza z nami wspólnie czasu (niby pracuje, ma firmę w domu). Przez ten czas stopniowo "zszedł" z wszystkiego co wiąże się z moją osobą, do dzieci - minimum kontaktu. Ale nie mam pojęcia czy właśnie ma etap popijania, czy męczy się z abstynencją.
Dużo czytałam na temat tej choroby, ale kompletnie nie wiem jak teraz, w związku z takim zachowaniem, postępować. Próbowałam rozmawiać, odmawia: "niech każdy pilnuje swojego nosa". Mówi, że nie potrzebuje żadnej pomocy. Potrzebuję rady jak się zachowywać w domu, żeby mu jakoś pomóc dostrzec problem! Wcześniej, tak jak pisałam nie zaprzeczał, że jest uzależniony, teraz jakby się przed tym bronił. Chyba jest wściekły, że sobie nie radzi (do tego źle się czuje fizycznie od strony przewodu pokarmowego, tyle mogę zaobserwować). Teraz nie nadskakuję mu absolutnie (wcześniej po tych gorszych dniach zdarzało się, że to ja przełamywałam lody). Ale czy próbować jeszcze rozmawiać, czy dać spokój? Traktować jak powietrze (włącznie z praniem, obiadami - trudna sprawa ze względu na dzieci, przynajmniej wtedy jesteśmy wszyscy razem, itp.)? Traktować w miarę normalnie, ale bez nadskakiwania? Gdzieś czytałam, że takiemu człowiekowi nie należy dawać tego, czego się samemu od niego nie otrzymuje. Więc jak chłód to chłód? Do tej pory nikt w rodzinie nie wie o problemie, pewnie im delikatnie powiem. A co z dziećmi? Przecież widzą, że coś jest nie tak. Dodam, że nie miałam powodów go kryć na zewnątrz, kłamać, czy powodować by unikał ew. konsekwencji (nie wiem nawet czy ma jakieś kłopoty w związku z piciem, pewnie zawodowe). Bardzo proszę o radę.