Jakie kroki powinienem poczynić, by się w końcu uporać sam ze sobą?
Mam 31 lat, żonę, syna, dobre wykształcenie, własną działalność dobrze prosperującą - a nic mnie nie cieszy. Rok temu udałem się do lekarza psychiatry, który stwierdził utajoną postać depresji i przepisał leki. Skłoniły mnie do pójścia do lekarza: niechęć do codziennych zajęć, ciągłe zmęczenie, rozdrażnienie, płaczliwość (w samotności), brak radości z pracy - a zawód całkiem fajny, lekarz weterynarii, aż w końcu pojawiły się myśli samobójcze. Sypiam jednak bardzo dobrze! Z jednej strony dopada mnie duża bezsilność, z drugiej strony, bardzo częste myśli o seksie - zupełnie nieracjonalne. Po miesiącu widziałem faktycznie poprawę - zrozumiałem, że można inaczej żyć i że tak naprawdę problem miałem od czasu rozpoczęcia studiów, a było to 10 lat temu. Od marca jednak miewam lepsze i gorsze dni - już nie jest jak w trakcie tego pierwszego miesiąca. Ciągłe kłótnie z żoną, napieranie przez żonę na mnie, bym miał większy kontakt z synem, myśli samobójcze, niechęć do życia, apatia, brak zadowolenia z życia seksualnego (sam nie wiem, czego oczekuję) ciągle się nasilają. Zacząłem analizować moją rodzinę i podobny problem przechodziła kilka lat temu moja mama - może to wcale nie jest choroba? Sam już nie wiem, czy jestem chory, czy nie. Wiem jednak, że coraz trudniej mi zmobilizować się do kolejnego dnia, do kolejnego kontaktu z ludźmi, z żoną przestałem dyskutować, ponieważ uważam, że mnie ignoruje, lekceważy (a rozmawia ze mną w trybie nakazowo-rozdzielczym) itd... Sam już nie wiem, czy tak jest, czy nie. Z małych problemów robię ogromny problem... Co mam dalej robić, bo brakuje mi już sił na dalsze życie? Może wcale nie jestem chory, tylko przyczyną mojego stanu zdrowia jest związek, w jakim jestem. Proszę o pomoc.