Jestem na granicy wytrzymałości - może to depresja?
Witam, mam taki problem: bardzo się przejmuję uwagami ludzi, ktokolwiek na mnie spojrzy krzywo, np. w sklepie, od razu biorę to do siebie, że coś jest ze mną nie tak. Chciałabym mieć chłopaka, ale z drugiej strony boję się odrzucenia, poniżenia i wszelkich form urazu. Jak patrzę na związki mojej siostry z mężczyznami to tym bardziej boję się podjęcia decyzji o poznaniu kogoś. Ją np. ostatni facet oszukiwał, że ją kocha, ona zamieszkała z nim przez niecały rok gotowała, prała mu, aż w końcu przyznał się, że nigdy jej chyba nie kochał. Zresztą nie wiem gdzie spotkać fajnego chłopaka, w mojej miejscowości same menele. Na portalach internatowych niby są, ale nie mam odwagi spotkać się z nimi osobiście. Często użalam się nad sobą, płacze bez powodu. Jest mi ciężko. Zwłaszcza w ostatnim czasie gwoździem do trumny był dla mnie po raz kolejny niezdany egzamin. W takich chwilach porażek powtarzam sobie, że jestem do niczego, nic nie osiągnęłam i nie osiągnę i znowu płaczę. Z moją matką też nie dogaduję się najlepiej, obydwie na siebie krzyczymy, a ja jeszcze trzaskam drzwiami, boję się, że pewnego dnia zrobię krzywdę jej lub sobie. Ma do mnie pretensje, że jej w czymś nie pomogę, tylko leże i płacze. No i ma rację pewnie, a ja nie mam motywacji by coś zrobić. Może to depresja? Proszę, pomóżcie! Jestem na granicy wytrzymałości.