Leczenie psychiatryczne nie daje efektów
Ratunku! Pomocy! Mam 34 lata. Myśli samobójcze i inne jeszcze gorsze. Jestem po trzech próbach samobójczych. Lekarze głównie mnie zbywają np. mówiąc, że nie jestem mocno chory, bo jestem w stanie sam zadzwonić do lekarza, albo wysyłając na bezskuteczną psychoterapie odwlekającą wszystko w czasie. Chodzę, robię niezbędne czynności, na pozór normalnie rozmawiam, piszę to pismo, wykorzystuję internet i jakby wprowadzam otoczenie w błąd. Ale to wszystko tylko z nadzieją na polepszenie, bo od dawna moje życie to tylko cierpienie, męka, ból i piekło. Nie wyobrażam sobie przyszłości z takim samopoczuciem, jeśli ktoś mi nie pomoże albo moje katorżnicze sposoby nie poskutkują, dojdzie do okropnej tragedii. Od dziecka miałem lęki, czułem jakby rodzice mnie nie rozumieli, jak byśmy mówili innymi językami. W domu była straszna atmosfera, głównie przez alkohol ojca, ale czasami czułem się znośnie, przeważnie poza domem. Byłem chorowity, częste przeziębienia, anginy, kuracje antybiotykami. Leczę się psychiatrycznie od 13 lat, z rozpoznaniami zespołu depresyjnego, neurotycznej osobowości, zaburzeń somatyzacyjnych, zaburzeń osobowości, zaburzeń schizotypowych, schizofrenii, czyli wszystko co możliwe w psychiatrii, nikt nie potrafi mi skutecznie pomóc. Moim zdaniem to jednak przyczyny są somatyczne albo psychosomatyczne. Od początku leczenia miałem problemy z oddychaniem, ciężko było oddychać , miałem problemy z drożnością nosa. Śluzówka w nosie była obrzmiała, krwawiła, tworzyły się skrzepy przylepione mocno do ścian, nie mogłem często przez to spać. Byłem u kilku laryngologów, miałem zabieg prostowania przegrody, bez skutku. Dopiero 3 lata temu nowy laryngolog bardzo mi pomógł maścią. Nos jest dużo bardziej drożny, oddycham bezgłośnie, jednak krwawi i tworzą się skrzepy. Mam mało siły fizycznej, gdy się kładę często czuję jakbym miał za małą objętość klatki piersiowej, ucisk na klatkę piersiową, ucisk obojczyków na szyję, czuję jakby obojczyki uciskały tętnice i przez to tworzyły jakąś niewydolność krążeniową w okolicach barków, szyi , głowy. Lewy obojczyk mam bardziej wklęsły, lekarz mówił że „bark mam trochę niżej”. Lewą rękę mam dużo słabszą i mniej sprawną. Stosuję różne własne i kombinowane sposoby, kosztujące bardzo dużo wysiłku, ale tylko dzięki nim jeszcze w ogóle logicznie myślę. Głównie w pozycji leżącej nabieram oddech i jakby sztucznie powiększam objętości klatki, staram się wyswobodzić oddech mimo że jakby po prostu brakowało siły oddychać. Skupiam się na oczach, tak aby nie ruszać gałkami, czuć puls. Skupiam się też na innych częściach ciała, napinam i rozluźniam często pośladki, ramiona, rzadziej brzuch, mięśnie twarzy nawet. Czuję że to poprawia trochę krążenie, pracę nerek, uspokaja myśli. Próbuję poczuć się zupełnie swobodnie, jednak mimo ogromnych wysiłków nie mogę. Przez 13 lat brałem większość leków psychiatrycznych, czasami po kilka na raz w dużych dawkach. Aktualnie biorę: lek przeciwdepresyjny, dwa neuroleptyki, leki nasenne i uspokajające. W 2005 roku zauważone zostało wysokie tętno, do 135 na min. Na początku kwietnia br. w badaniach krwi wyszedł potas lekko poniżej normy więc lekarka rodzinna przepisała odpowiedni lek. Aktualnie tętna nie mierzę, bo nie mam jak, ale chyba jest niższe. Nic mnie nie boli jako tako, ale czuję ogólną niewydolność, nie mam siły. W grudniu 2009 byłem z wielką nadzieją u lekarza rehabilitacji ruchowej. Udało mu się chyba wytłumaczyć dolegliwości, spłycony oddech, wrażenie, że nie mogę do końca nabrać oddechu. Mówiłem, że od dziecka miałem odruch jakby wstrzymywania oddechu w sytuacjach stresowych, co na dłuższą metę zaskutkowało niewydolnością. Zlecił kilka rodzajów ćwiczeń fizycznych, ćwiczę do tej pory, czyli już 5 m-cy, myślę że pomagają, jednak nie do końca, brakuje jeszcze czegoś. Bardzo źle znoszę kontakty z rodzicami, a mieszkam z nimi i oni uważają, że z nimi mi jest najlepiej. Od początku to bardzo pogarsza mój stan. Aktualnie jestem w domku letniskowym, na około pusto i tylko dzięki temu mam siłę walczyć i pisać te słowa. Od jesieni 2009 czyli jakieś 9 m-cy miałem silne lęki. Po około tygodniu tutaj zauważyłem, mimo że czułem się bardzo źle, że same lęki jako takie osłabły, więc mogłem zacząć brać lek przeciwdepresyjny. Wcześniej lekarz zalecał, ale się bałem bo lekarze mówią że antydepresanty mogą lęki nasilać. Zacząłem brać lek przeciwdepresyjny w dużej dawce i trochę poskutkował, na tyle że pisze te słowa na przykład. Czy ktoś to jest w stanie zrozumieć, że dopiero w pewnych warunkach w ogóle mogę przyjmować leki, które mi pomagają. W domu nie mogłem, bo nasilał objawy. Ludzie mówią, że dobrze wyglądam, czasami że jestem blady. Nie zaprzeczam że, mam jakąś niedojrzałość psychiczną, lecz jest ona skutkiem niewydolności psychofizycznej. Na wspominaną na początku psychoterapię się nie kwalifikuję, chociażby z tego względu, że biorę uzależniający lek. Byłem już na trzech i tylko się namęczyłem. Od bardzo dawna mam w stolcu całe kawały niestrawionego pokarmu, zaparcia, a także przeraźliwe wzdęcia. Masy stolcowe są jakby w ogóle słabo przetrawione. Ast, alt i amylaza w normie. Skąd mam brać siłę żeby zasilić mózg, chodzić, oddychać? Czuję jakbym miał przez to straszną niewydolność. Wyniszczenie psychiczne. Gastrolog jak mu o tym powiedziałem to tylko się zdziwił, że pokarm jest w jelitach dłużej przez zaparcia, a mimo to słabo trawiony. Oto objawy streszczone: dreszcze, fale gorąca z nieznanych powodów, zmiana masy ciała (przybranie lub utrata), zmęczenie (napadowe lub stałe), ociężałość, słaba wytrzymałość fizyczna, bezsenność, płytki sen, bezdech nocny, sztywność stawów i kręgosłupa szyjnego, trzeszczenie szyi, drętwienie kończyn lub tylko palców (czasem bardzo zmienne), drętwienie języka, zwłaszcza jego czubka lub warg, zaburzenia smaku, bóle i kurcze mięśni, tiki mięśni twarzy lub innych mięśni, zapalenie wątroby, podrażniony pęcherz lub zakłócenie działania pęcherza moczowego, brak sprawności seksualnej, libido, zła tolerancja alkoholu i nasilanie się objawów po alkoholu (dawno temu piłem sporadycznie) zmiana rytmu wypróżnień (zaparcia), okropne wzdęcia, bóle bioder, zaburzenia słuchu: przeraźliwe dzwonienie w uszach, bóle uszu, nadwrażliwość na dźwięk, krótki oddech, zadyszka, skoki pulsu serca, kłucia, mrowienie o zmiennym charakterze, utrata czucia, drażliwość, depresja, zaburzenia widzenia: podwójne rozmyte widzenie, czarne plamy w polu widzenia, nadwrażliwość na światło (zwykle badanie okulistyczne nie wykazuje zmian), bóle w klatce piersiowej i w żebrach, zaburzenia koncentracji i otępienie: trudności w znalezieniu potrzebnego słowa, problemy z rozumieniem tekstu czytanego, wzmożona ilość błędów ortograficznych, trudności w rozumieniu dłuższych zdań lub szybkich dialogów, liczne wypadki „z nieuwagi”, zapominalstwo, luki pamięciowe, dezorientacja, uczucie odrealnienia, brak odczuwania przyjemności, anhedonia, parkinsonowskie drżenia rąk i innych części ciała, nadwrażliwość skóry, bolesność na dotyk, nadwrażliwość na chemikalia i zapachy. Powyższe objawy wzięte ze strony o boreliozie jednak testy na boreliozę i konfekcje są ujemne, zdecydowałem się to wszystko napisać, bo podczas rozmowy z lekarzem nie jestem w stanie powiedzieć 1/3 tego, jeśli ktoś będzie chciał pomóc, wpadnie na jakiś pomysł, może jakiś lekarz, lub kontakt do lekarza, mój mail: gustav70@wp.pl