Myślę, że mam depresję. Czuję, że moja osoba tylko szkodzi najbliższym...
Witam. Mam 23 lata, nazywam się Marta. Mam wspaniałego chłopaka i bardzo go kocham, mam wspaniałą babcię, rodzice też są w porządku... Mój problem polega na tym, że źle się ze sobą czuję. W tłumie ludzi mam ochotę uciec, nie potrafię sama podjąć rozmowy z nowymi ludźmi, w środku ciągle czuję jakiś wewnętrzny niepokój. Czuję, że tracę kontrolę nad swoimi emocjami. Coraz trudniej rozmawia mi się z ukochanym, świadomie, lecz nie umiem nad tym zapanować, gdy go nie widzę, mam mu tyle do powiedzenia... Lecz gdy jesteśmy obok siebie, coś mnie dusi i nie pozwala określić moich emocji, uczuć. Nie umiem z tym żyć, on też to widzi i myśli, że go we wszystkim oszukuję, czuje moją skrytość, moje wewnętrzne napięcie. W życiu codziennym nie potrafię się skupić na jednej rzeczy. Nie czuję spokoju, gdy ktoś na mnie patrzy, gdy z nim rozmawiam. Tracę kontakt ze światem, ostatnio nie potrafię podjąć jakiejkolwiek decyzji, a co robię, robię źle, zaczynam i tego nie kończę, rezygnuję z tego lub o tym zapominam, paranoja... Jestem dorosła, a podstawowe czynności sprawiają mi trudności, np. sprawy urzędowe. Stojąc w sklepie czy idąc miastem, czuję strach, jakby przed tym, że wszyscy naokoło wiedzą, jaka jestem do niczego. Nie mogę zasnąć wieczorem, a wstaję w południe, nie potrafię w ogóle się wyluzować, ciągle się czegoś boję, martwię się.
Straciłam kontakt ze znajomymi, bo nie potrafię się śmiać i rozmawiać na luzie. Nawet najbliższej osobie, memu chłopakowi, nie potrafię o tym powiedzieć, bo nie chcę go stracić. Czuję się gorsza od innych, inna, bezwartościowa i całkowicie niezdolna do przebywania wśród ludzi. Wiem, że inni czują moje napięcie, a to mnie jeszcze gorzej zatyka, w sytuacji nerwowej to już nie ma nawet mowy o rozmowie, wszystko mi wtedy leci z rąk, ręce mi się trzęsą i ciężko załapać ze mną kontakt. Zdaję sobie sprawę, że jestem żałosna, że te moje zachowania nie mają podstawy, ale nie umiem się tego wyzbyć, nie chcę tak żyć, często w ogóle nie chcę żyć, bo czuję ból w środku, bezustanny ból i strach, coraz częściej drętwieją mi nogi i ręce. Proszę o pomoc. Czuję się dla chłopaka ciężarem. On zamiast się cieszyć życiem i mną, martwi się wszystkim, wszystkie decyzje są na jego barkach, nie umiem mu doradzać, nie cieszę go, nie pomagam mu, wręcz przeszkadzam, nie radząc sobie nawet z ogarnięciem mieszkania, zajmuje mi to czasem pół dnia. To koszmar, proszę o pomoc, o nazwę leku, o adres poradni. Pomóżcie mi, dopóki nie jest za późno... Jestem z warmińsko-mazurskiego.