Ogólne zniechęcenie - czy mogę cierpieć na depresję?

Witam, mam 17 lat, więc jest to wiek dosyć niespokojny, choć po swoich najburzliwszych okresach. Od kiedy pamiętam przeżywałam wszystko głębiej niż inni, dostrzegając takie aspekty spraw, jakich inni nie mogli lub nie chcieli zobaczyć, w związku z tym miałam trudności ze znajdywaniem sobie przyjaciół bądź po prostu kolegów. Zawsze, od kiedy pamiętam, byłam tak zwaną "lwicą salonową" - umiałam świetnie zabawiać towarzystwo, wynajdować tematy do rozmów lub po prostu całą uwagę skupiać umiejętnie na sobie. Zawsze też uważałam się za osobę inteligentną, a na pewno nie przerażająco głupią i nie doświadczałam żadnych wątpliwości z tym związanych. Nigdy nie lubiłam swojej figury. Byłam nastawiona dość optymistycznie w stosunku do świata, wierzyłam w ludzi i to, że są zdolni do wspaniałych i pięknych emocji, gdy nadchodziły gorsze chwile starałam się myśleć o przyszłości i to dla niej żyć, gdyż przyszłość była moim domniemanym spełnieniem wszystkiego. Jednak w przeciągu ostatniego roku mój stan z miesiąca na miesiąc ulegał coraz większym zmianom. Teraz wrażliwość na świat zaczęła mnie przerastać. Czuję sie nieprzystosowana do życia, uważam dzień swoich narodzin za największą krzywdę, jaka mnie spotkała. Mam wrażenie, że otaczający mnie świat jest żałosny i beznadziejny, straciłam wiarę w ludzi, zaczęłam wręcz nimi gardzić (poza pewnymi jednostkami), uważając, że będąc tak marnymi bytami nie zasługują w ogóle na nic, bo ich życie jest nic niewarte. Praktycznie co wieczór, choć w szkole i w towarzystwie zdarza mi się często tryskać energią, dowcipem, wygadaniem, czuję smutek i apatię, miewam gwałtowne huśtawki nastrojów, mam wrażenie, że wszystko mnie przerasta i z niczym nie dam sobie rady, że nie będzie żadnej przyszłości, która cokolwiek odmieni. obsesja na punkcie sylwetki stała się chorobliwa do tego stopnia, że znajomi mówią, jak bardzo schudłam, a ja nie widzę żadnych zmian, nieustannie się nad sobą użalając ("jestem za gruba"). Stałam się wobec siebie krytyczna, poddałam w wątpliwość swoją kreatywność, czyli jedyną rzecz, jaka sprawia mi przyjemność, odeszła ochota na spotkania z przyjaciółmi, imprezy. Co wieczór potrafię wylać powódź łez z bliżej nieokreślonych powodów. Regularnie mam myśli samobójcze. Życie mnie przygnębia, otaczający mnie ludzie też. Przeraża mnie to, że nie mam wsparcia - tata nie umie radzić sobie z problemami, mama ciągle próbuje wychować mnie na "silną kobietę", nie rozumiejąc, że silniejsza już być nie mogę, a wrażliwości, która nie objawia się jako siła zewnętrzna, we mnie nie zabije. Nie bierze pod uwagę tego, że moje zmartwienia są faktem i uważa, że tylko sobie wymyślam. Ciągle mi to powtarza, a ja powoli zaczynam już w to wierzyć. Nie wiem, czy to kwestia wieku, wmawiania sobie, głupoty, czy mogę istotnie mieć depresję. Proszę o pomoc w zweryfikowaniu mojego problemu. Pozdrawiam

KOBIETA, 17 LAT ponad rok temu

Witam serdecznie!

Opisywane przez Panią sytuacje nie wskazują na występowanie zaburzeń depresyjnych. Istotnie,  widoczna jest zmiana zachowania, którą należałoby zweryfikować.

Ze względu na niepełny obraz chorobowy oraz brak możliwości uzupełnienia wywiadu lekarskiego wskazana jest wizyta w poradni zdrowia psychicznego, gdzie będzie mogła Pani skonsultować się z lekarzem psychiatrą bądź psychologiem.

Istotne jest ustalenie przyczyny zmiany zachowań (potrafi Pani precyzyjnie określić czas rozpoczęcia zmian, co wskazuje na jakąś sytuację prowokującą inny model zachowań) oraz dokładniejsze przyjrzenie się sytuacji rodzinnej.

Pozdrawiam

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty