Problemy natury psychicznej - jak mogę wyrwać się z tego stanu?
Nie wiem po prostu od czego zacząć. Od kilku lat żyję w sposób, który pozbawił mnie radości życia. Jest tyle tego, by o wszystkim pisać, że chyba brakłoby miejsca. Piszę do Państwa po to, bym dostała jakieś wskazówki. Pisząc w skrócie: mam jakieś fobie, depresję i nawet wiem, skąd się to wzięło. Po pierwsze, jak miałam jakieś 12 lat przeżylam w szkole traumatyczne wydarzenie, które - jak teraz zdałam sobie sprawe - nie zostało nigdy wyleczone. Pamiętam, że przez 2 tygodnie leżałam i płakałam, nie mogłam jeść ani spać. Mama nigdy nie zaprowadziła mnie do psychologa tylko powiedziała, że mi przejdzie. I wydawać by się mogło, że wszystko się ułożyło, poszłam do gimnazjum, znalazłam koleżanki, ale pojawiły się dziwne zaburzenia lękowe - lecz jakoś sobie radziłam. Byłam radosną, wygadaną dziewczyną. Wiem jednak, że stopniowo coś w środku zaczęło mnie ograniczać: zaczęłam nienawidzić siebie, a przede wszystkim wstydzić... ale skończyłam jakoś to gimnazjum. Teraz kończę szkołę średnią i wiem, że mam za sobą trzy lata pełne bólu i samotności. Nie chce mi się pisać w jakim swoim okropnym świecie żyję... jestem strasznie autodestrykcyjna i nie umiem tego przerwać... wiem, że zniszczyłam swoje życie doszczętnie, swoją psychikę, osobowość, tak jak zawsze robił to mój ojciec. Tak, bo nawet już nie wstydzę się napisać, że w moim domu od zawsze była przemoc psychiczna. Ojciec zawsze wyzywał mnie od najgorszych i nadal to robi - wszystko co robię, zawsze robię źle. Kiedy ojciec ma zły humor, bez powodu wyzywa mnie i rodzinę od najgorszych...odkąd tylko pamiętam. Niedawno zdałam sobie sprawę, że to zakompleksione wystraszone dziecko, nad którym znęcała się rodzina - wiem to, bo starsza siostra mi mówiła. Dlatego on jest taki sam. Czy ja naprawdę jestem takim śmieciem jak mnie traktuje i jak właściwie sie czuję?? A może jestem po prostu zwyczajnie samolubną panienką, która uważa, że należy jej się więcej od życia? Nienawidzę mojego ojca... Moja mama i siostra nigdy mu się nie przeciwstawiły... bo w sumie jak? To on jedyny pracował i zarabiał na nas. Dlaczego nie mam znajomych? Bo gdyby ktoś usłyszał, co ojciec potrafi mówić do swojej rodziny to spaliłabym się ze wstydu! Gdybym mu odszczeknęła, uderzyłby mnie... Zresztą i tak nigdy nie mogłabym nikogo zaprosić do domu. W podstawówce i gimnazjum jakoś mogłam się wykręcać, że remont w domu.. ale w liceum? Gdzie przyjaciele śpią po kilka dni u siebie? nie... jestem martwa za życia... jestem pewna, że mam problemy psychiczne i nawet nie wiem, czy mój sposób myślenia jest dobry. Od dawna chciałam iść do psychologa czy nawet do psychiatry. Ale mieszkam w takim miasteczku, gdzie wszyscy się znają i jakby ktoś mnie zobaczył... Martwię się o mamę, bo ona też ma problemy ze sobą... a mianowicie popija alkohol po to by 'przetrwać jakoś ten kolejny dzień'. Zauważyłam, że po kłótni z ojcem od razu sięga po alkohol, próbuje to ukryć, ale ja nie jestem głupia... Mam takie marzenia, by w końcu wyjść z tej 'strefy mroku'. Chcę uwolnić się od mojego domu, bo tam czuję, że wegetuję... zdać tę cholerną maturę i wyjechać na studia, znaleźć przyjaciół i mieć swoje mieszkanie. Tak, tylko że ja nie potrafię nawet do ludzi się odezwać. Boję się wszystkiego i boję się, że nigdy nie się nie uwolnię...