Przedświąteczna depresja
Witam! Jestem kobietą. Mam 18 lat. Od kilku miesięcy czuję "wewnętrzną pustkę", nie wiem jak inaczej można to nazwać bądź zdefiniować, oprócz tej wewnętrznej pustki nic innego nie przychodzi mi do głowy. Ostatnio zauważyłam, że coraz mniej rzeczy sprawia mi przyjemność, często płaczę - ale tak, żeby nikt nie widział. Choć czasem nie wytrzymuję. Teraz zbliżają się święta, zapewne normalnie bym się cieszyła, przecież w święta wszyscy się cieszą, czyż nie? Ale teraz właściwie nie bardzo jest mi do śmiechu. Stare rany wracają, znów rozpamiętuję to, co zdarzyło się kiedyś. Ogólnie nic mi się nie chce, teraz zmuszam się, żeby wstać z łóżka, gdzieś iść, nie znajduje innego określenia, jak zmuszanie się do podstawowych czynności. Robię coś, bo muszę - idę do szkoły, wstaję rano z łóżka, jem śniadanie itp... ale właściwie to nic mi się nie chce i jest mi wszystko jedno, co będzie. Choć są takie momenty, że nie jest mi wszystko jedno, bo stresuję się, że jestem taka beznadziejna, że nic nie potrafię, że nie zdam matury, że nie znajdę dobrej pracy. Wszystkie moje dawne marzenia, że tak powiem, trafił szlag.:( Czuję, że nie radzę sobie z życiem i swoimi emocjami, choć staram się tego nie okazywać otoczeniu. Przecież kiedyś postanowiłam sobie nigdy więcej nie płakać, bo w dzieciństwie miałam taki okres, kiedy non stop płakałam. Było to związane ze szkołą i tym, co za męczarnie tam przeżywałam ze strony "kolegów" i "koleżanek", którzy wyraźnie mnie nie lubili:( Ciężko mi też o tym mówić, ale od czasu do czasu miewam myśli samobójcze, tylko że to są same myśli, bo zbyt się boję, żebym miała cokolwiek sobie zrobić, więc wiem, że sobie nic nie zrobię, i że to tylko takie myślenie bez ładu i składu. A tak z innej beczki, albo z tej samej, nie wiem, nie znam się na tym, to mam straszną fobię związaną z psami. Panicznie się boję psów... Ale staram się z tym walczyć, mimo to za każdym razem, kiedy przechodzę obok psa, to serce mi bije jak szalone i odzczuwam silny strach. Nie wiem już sama, co mam ze sobą robić. Czy wizyta u specjalisty jest dobrym rozwiązaniem? Czy to coś da? A może nic i jest to tylko, nie wiem, objaw lenistwa? Nie wiem, może w ogóle coś sobie ubzdurałam? Właściwie mogłabym tu napisać całe wypracowanie, ale ograniczyłam się tylko do skróconego opisu, bo i tak co to by dało. Proszę o szybką odpowiedź. Z góry dziękuję. Przychodzi mi tylko teraz jedno zdanie, opisujące mój aktualny stan, cytat taki: "Czemu ja żyjąc, umieram?".