Smutek i autoagresja
Witam, prawie rok temu zdiagnozowano u mnie nerwicę lękową, od tamtego czasu przyjmowałam Pramolan, Asentrę i Pernazium. Po 3 miesiącach udało mi się jakoś z tym wszystkim dobrze radzić, coraz lepiej się czułam, a wizyta na uczelni, jak i jazda busem czy tramwajem nie była dla mnie przeszkodą do ukończenia studiów. W sierpniu nawet wyjechałam na wakacje z narzeczonym. Przejechałam wtedy ponad 1000 km na motorze przyjmując doraźnie tylko hydroksyzinum. Tak więc można powiedzieć, że wszystko wracało na właściwy tor. Przyszedł kolejny semestr i nowe wyzwania, ale i tym razem dobrze sobie z tym wszystkim poradziłam, sesję nawet przeszłam bez leków.
Jakieś 2 miesiące temu w drodze do innej dzielnicy Katowic zrobiło mi się niedobrze, po raz pierwszy od sierpnia sięgnęłam do Hydroksyzinum. Po jakiś trzech tygodniach, będąc na uczelni dopadł mnie silny atak panicznego lęku, skończyło się na pogotowiu. Oczywiście nic nie wyszło, ale od tamtego czasu walczę na nowo by odzyskać wiarę w siebie. Niestety leki nie działają, ja coraz gorzej się czuję, kilka tygodni temu po ataku byłam w stanie wyjść z domu, czy jechać autem, teraz nawet tego nie jestem w stanie. Wybrałam się do psychiatry po nowe leki, te które przepisał mi lekarz okazały się dla mnie źle dobrane i po kilku dniach musiałam je odstawić.
Ale piszę nie tylko w tej sprawie - od ostatniego ataku, mam cały czas splątane myśli, jestem załamana i brakuje mi sił do walki, czuję się jakbym każdego dnia przechodziła grypę. Jest mi smutno i często mam huśtawkę nastroju albo jestem agresywna, albo smutna. Często również płaczę, siedząc na łóżku coś mi się wplątuje w moje myśli, że płaczę, nawet nie wiem dlaczego, nie jestem w stanie nawet nad tym wszystkim zapanować. Zauważyłam również, że jestem agresywna w stosunku do siebie, kiedy nachodzą mnie ciężkie chwilę, tzn. mam strasznie splątane myśli i nie radzę sobie z tą całą sytuacją potrafię siedzieć i uderzać się mocno w głowę, gdy już taki kilka razy uderzę, na chwilę zapominam o samych problemach. Boję się samej siebie, boję się że sobie coś zrobię.
Wiem, że często otrzymuje Pan/Pani takie wiadomości, ale do psychiatry nie mam co liczyć, że się prędko dostanę, a takie stany coraz częściej mi się zdarzają. Niedawno straciłam dziadka i to był kolejny cios, rodzicom nie chcę mówić, że coś mi jest, bo nie potrafią tego zrozumieć, mam narzeczonego i bardzo go kocham, ale się boję, że stracę go. Co robić?
Proszę o pomoc, zrobiłabym wszystko, żeby poradzić sobie z tym wszystkim, zrobiłabym wszystko by zapomnieć o problemach. Już nawet znajomi zauważyli, że coś jest ze mną nie tak, nie uśmiecham się, jestem przybita i ciągle mi smutno, nawet z domu nie mam ochoty wychodzić.