Straciłam chęć do życia...

Jestem kobietą i mam 19 lat. Od jakiegoś roku, od kiedy zaczęłam drastycznie się odchudzać, straciłam chęć do życia. W sumie dalej się odchudzam, nie mając nadwagi (54 kg przy 168 cm). Potrafię nie jeść nic całymi dniami. Przestałam wierzyć w Boga, nie widzę sensu w tym, żeby rano wstawać, w ogóle w niczym nie widzę sensu. Mam chłopaka już ok. 1,5 roku. Kiedy on jest blisko i jest dla mnie dobry, to chce mi się żyć. Wiem, że mam po co i że będę szczęśliwa. Rodzice nigdy nie byli dla mnie za mili – z matką nigdy nie mogłam porozmawiać, nigdy nie powiedziała mi, że mnie kocha. Generalnie sytuacja w domu jest bardzo napięta. Mam wrażenie, że mam bardzo niskie poczucie własnej wartości, dlatego wymagam od chłopaka dużo ciepła i z tym jest problem. (Potrzebuję, żeby ktoś mi mówił, że jestem dla niego ważna, że mnie kocha, potrzebuje itp.). Tymczasem mój chłopak uwielbia w żartach mi dokuczać. Mówi, że mam brzydkie włosy, małe piersi, nie mówi mi za wiele miłych i ciepłych słów. Płaczę przez to, jestem nieszczęśliwa, czuję się nikim. Ludzie postrzegają mnie za smutasa. Rzadko kiedy się uśmiecham, jestem poważna, uszczypliwa. Mam za sobą jedną próbę samobójczą. Zastanawiam się, czy ze mną jest coś nie tak, czy po prostu nie pasujemy do siebie z chłopakiem. Nie chcę podejmować jakichś złych decyzji, a potem bardzo, bardzo żałować, bo bardzo go kocham. Bardzo proszę o pomoc.

KOBIETA, 19 LAT ponad rok temu

Witam serdecznie,

Opisywane przez Panią objawy mogą wskazywać na zespół depresyjny. Objawy depresji to: płaczliwość, obniżenie nastroju, niska samoocena, poczucie braku energii, perspektyw, pogorszenie samopoczucia w godzinach porannych, myśli rezygnacyjne.

Problemy z nastrojem mogą pojawić się jako skutek uboczny zbyt gwałtownego odchudzania, często towarzyszą anoreksji i bulimii. W tej sytuacji polecałabym Pani konsultację u lekarza psychiatry, aby postawić diagnozę i rozważyć, czy potrzebuje Pani leczenia lekami przeciwdepresyjnymi.

W swojej wypowiedzi porusza Pani kilka ważnych problemów - np. związanych z relacją z rodzicami. Problemy w tej relacji mogły wpłynąć znacząco na Pani samoakceptację. Ma Pani prawo wyrażać swoje pogrzeby emocjonalne i oczekiwać wsparcia i ciepłych słów od partnera. Partner również może od Pani oczekiwać realizacji swoich potrzeb emocjonalnych. Jest Pani odpowiedzialna ze swoje decyzje odnośnie związku, ma Pani również prawo do niepodejmowania jakichkolwiek decyzji, dopóki nie będzie Pani na to gotowa.

Na związek z partnerem i innymi znaczącymi osobami mogą wpływać pewne deficyty, niezaspokojone potrzeby emocjonalne, przekonania wyniesione z dzieciństwa. Warto zastanowić się nad tym w trakcie psychoterapii, tym bardziej, że sama zaczęła sobie Pani zadawać pytania o przyczyny pogorszenia samopoczucia.

Psychoterapia pomoże Pani zrozumieć przyczyny aktualnych trudności i uzyskać wsparcie, co ma zasadnicze znaczenie zarówno w leczeniu objawów depresyjnych, jak i poprawie relacji z innymi ludźmi, zyskaniu oparcia, poczucia bezpieczeństwa i własnej wartości. Dlatego gorąco zachęcam do kontaktu z psychoterapeutą.

Serdecznie pozdrawiam

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Straciłam chęć do życia - jak ją odzyskać?

Mój problem wydaje mi się, że pochodzi z wnętrza mnie samej. Nie wiem, czy wynika z egoizmu i zazdrości innym, czy może jest zalążkiem jakiejś choroby - być może właśnie depresji. Wszystko zaczęło się mniej więcej rok temu - zawsze byłam osobą ambitną, udawało mi się zrealizować wiele marzeń. Na 4 roku studiów związałam się z moim chłopakiem i w zasadzie przez wzgląd na niego wróciłam do mojej rodzinnej, maleńkiej miejscowości. Tutaj dostałam pracę, którą lubię i która sprawia mi wiele przyjemności - ale ciągle sobie myślę, że chciałabym robić coś innego. Smutno mi jest, kiedy dowiaduję się, że moi przyjaciele wyjeżdzają za granicę albo do innych, dużych miast w Polsce, bo ja ciągle nie mam odwagi zostawić spokoju i stabilności, które tu mam, a jednocześnie nie mam nikogo, z kim mogłabym pogadać w razie problemów czy wypić kawę i poplotkować - bo wszyscy są już daleko. Na dodatek obserwuję pewne mało sprzyjające okoliczności w pracy - pracuję wśród samych kobiet. Jestem osobą ambitną i dobrze robię to, co akurat robię - przynajmniej mój przełożony tak uważa. Myślę, że jest to powodem braku akceptacji ze strony moich koleżanek, które podobnie jak ja, są młode i ambitne, być może brakuje im po prostu życiowego szczęścia, by też zostały zauważone.

Prawdziwe dramaty przeżywam jednak od chwili rozstania z moim partnerem. Byliśmy z sobą 5 lat. Wiele razem przeżyliśmy. To ja podjęłam decyzję o tym, by się rozstać. Nie wiem, czy była słuszna, ale wiem, że gdybyśmy byli z sobą nadal, to ja bym go zadręczyła swoimi obawami, pytaniami itp. Nie wiem, czy nadal coś do niego czuję, czy się przyzwyczaiłam, że nie jestem sama, ale ciągle rozpamiętuję nasz związek. Najgorsze jest to, że z nikim nie mam ochoty rozmawiać o tym, co się ze mną dzieje. Nawet kiedy ktoś się stara do mnie dotrzeć, pytać - ja się zamykam. Ostatnio wyszłam ze znajomymi z pracy na piwo, one przyszły ze swoimi partnerami, mężami itp... poczułam się osaczona, zamknęłam się w sobie i nic nie mówiłam. Zawsze byłam osobą bardzo towarzyską, lubię mówić - nie wiem, co wtedy się stało. Ta sytuacja spowodowała, że zaczęłam się o siebie trochę martwić. Poczytałam literaturę o depresji. Być może ją mam. Nigdzie nie wychodzę, rozpamiętuję przeszłość, ciągle jestem zmęczona, nic mnie nie cieszy, mam napady głodu i niejedzenia, cały wolny czas przesypiam, płaczę... Jedynym organizmem, którego nie krzywdę i na co dzień toleruję bez względu na nastroje, jest pies. Mieszkam z rodzicami, którzy obserwują moje stany i chcą mi jakoś pomóc w sytuacji, w której się znalazłam. Ale nie potrafię się z nimi dogadać. Chciałabym być dla nich miła itp., ale nie potrafię. Nasze minirozmowy kończą się kłótniami albo się zwyczajnie nie kończą. Myślę czasami, żeby coś się stało ze mną... Niestety, myślę tak i się boję tego. Gdzie mam szukać pomocy? Czuję się taka bezradna...

KOBIETA, 26 LAT ponad rok temu

W tej sytuacji z pewnością skorzystałaby Pani na wizycie u psychologa. Rozmowa w neutralnej, przyjaznej atmosferze może pomóc w zrozumieniu przyczyny Pani trudności. Przechodzi Pani kryzys związany z konsekwencjami podejmowanych decyzji. Warto zastanowić się nad priorytetami, być może również nad tym, jak buduje Pani poczucie własnej wartości. Proszę rozważyć, że dużą część powziętych decyzji można przemyśleć i zmienić.

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Straciłam chęć do życia z niewiadomych powodów. Czy jestem chora?

Witam, Jestem kobietą, mam 20 lat. Nie jestem w stanie stwierdzić dokładnie, kiedy zaczął się mój problem, podejrzewam, że trwa już 3 miesiące. Nie byłoby to tak niepokojące, gdyby objawy nie stawały się z dnia na dzień coraz silniejsze. Jestem totalnie rozkojarzona, brak motywacji do czegokolwiek. Im bardziej martwię się, próbuję się "zebrać", pozbierać, wziąć w garść - tym bardziej czuję wewnętrzny opór połączony z bólem psychicznym. Przestałam chodzić na zajęcia (właściwie to od początku bardzo dużo opuszczałam; studiuję dziennie, II rok), straciłam kontakt z większością moich znajomych, mam wrażenie, że odsunęli się ode mnie... Kiedyś uważali mnie za uśmiechniętą, pełną życia, bardzo kontaktową osobę. Straciłam tą chęć do życia z niewiadomych powodów. Chodzę osowiała, przygnębiona, nie zależy mi zupełnie na wyglądzie zewnętrznym. Siedzę codziennie sama zamknięta w pokoju, można powiedzieć, że to ja odizolowałam się od ludzi. Nikt nie podejrzewa, co czuję. A czuję się beznadziejnie, czasem myślę, że lepiej by było, gdyby mnie nie było tu. Stałam się obojętna, zarówno jeśli chodzi o studia, naukę, jak i kontakty międzyludzkie. Nie widzę sensu w moim istnieniu, czuję bezsens egzystencji. Każdy myśli, że mam "wielkiego lenia". Ja po prostu nie mogę się skupić, skoncentrować! Potrafię siedzieć nad rysunkiem z zamiarem zrobienia go całą noc, przyglądając się jedynie ścianie. Mam trudności z wysłowieniem się. Śpię albo za dużo, albo wcale. Czasem mam wrażenie, że nie potrzebuję snu, ani jedzenia. Fakt, że ostatnio byłam na diecie, bardzo trudno znosiłam ograniczenie jedzenia, teraz mogę nie jeść nic. Jednak miewam stany "nadmiernego śmiechu". Potrafi nagle powrócić dobry humor, wtedy myślę, że to było tylko tymczasowe załamanie i za nic w świecie nie poszłabym do specjalisty. Jednak niedługo wraca stan depresyjny. Zapisałam się na wizytę do psychiatry, nie jestem jednak pewna, czy jest naprawdę powód, mimo że czuję się strasznie psychicznie, mam wrażenie, że nie ma na to leku, że sama powinnam się pozbierać. Jednak nie mogę. To jest tak, jakby w mózgu usadowił się zły duch, który ogranicza moje wszelkie chęci do robienia czegokolwiek, a nawet uniemożliwia. Czuję się bezsilna, najmniejszy praca sprawia mi ogromny wysiłek. Boję się, że stracę studia. Co może mi dolegać? I czy możliwe, że tak bez powodu? Bo żadnych przykrych wydarzeń ostatnio nie miałam… Pozdrawiam, Magda

KOBIETA, 20 LAT ponad rok temu

Witam!

Opisane przez Ciebie dolegliwości mogą wskazywać na zaburzenia depresyjne, ale pamiętaj, że tylko i wyłącznie w kontakcie bezpośrednim ze specjalistą uzyskasz prawidłową diagnozę.
Dobrze, że zdecydowałaś się na wizytę u lekarza, pamiętaj jednak, że wsparcie otrzymasz od psychologa. Dlatego zachęcałabym Cię do wizyty w Poradni Zdrowia Psychicznego dla studentów, tam otrzymasz darmową pomoc od psychologa. Ważne jest, abyś teraz razem ze specjalistą znalazła źródło swoich problemów, przepracowała je i nauczyła się zapobiegać podobnym stanom w przyszłości.
Pozdrawiam

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty