Dlaczego straciłam sens życia - czy to tylko mój chwilowy kaprys?
Witam, opiszę siebie w skrócie. Przez całe życie miałam kompleks z powodu wyglądu, zawsze byłam i nadal jestem pulchna, jednak od roku zaczęłam to traktować jako coś kobiecego. Fizycznie mam inny problem, mam ciemne włosy na pupie, w okolicach bikini. Wiem, że nic się z tym nie da zrobić, miałam 6 zabiegów laserowych, chodziłam po różnych lekarzach, brałam tabletki hormonalne, przez to od 4 lat nie chodzę na plażę, i nigdy nie odbyłam spontanicznego stosunku seksualnego, zwykle muszę o tym wiedzieć dzień wcześniej, żeby się przygotować, inaczej nikomu bym się tak nie pokazała. Mam 22 lata i studiuję malarstwo. Żyłam w domu doskonałym, super rodzina, mama, tata, brat, siostra. Byłam bardzo związana z rodzicami, byli dla mnie tak wielkim autorytetem, że nigdy nie przechodziłam okresu buntu. Jak byłam mała to zawsze myślałam o tym, co by oni powiedzieli na jakieś moje zachowanie, czy byliby dumni, czy by się wstydzili. Dwa lata temu okazało się, że mój ojciec jest erotomanem i że żyłam w jakiejś iluzji, wtedy przeżyłam szok i rozpacz, bo przez całe życie chyba bardziej kochałam jego niż matkę. Pomimo tego że zawsze był oschły, ale jest facetem z klasą, niezwykle eleganckim, z dobrym gustem muzycznym, czarnym poczuciem humoru i spokojem wewnętrznym. Minęło trochę czasu i moje emocje opadły. W między czasie miałam chłopaka, który był alkoholikiem (przechodził 2 razy delirium). Jednak był strasznie inteligentny i miał w sobie coś, czego nie miał żaden z moich poprzednich chłopaków. Dzięki niemu poczułam się jak kobieta, nigdy wcześniej nie czułam się tak atrakcyjna, każda moja fałdka była czymś pięknym dla niego. Jednak w pewnym momencie stałam się ozdobą, nie przeszkadzał mi mój wygląd, ale przeszkadzało mi to co mam w głowie. Czułam się przy nim strasznie głupia. Pierwszy raz w życiu coś takiego poczułam i od tej pory to jest mój kompleks. W pewnym momencie zaczął mnie zmuszać do seksu i do jego fantazji erotycznych. Byłam wtedy dziewicą i byłam w nim zakochana, za każdym razem czułam się brudna i płakałam. Gdy w końcu poszłam z nim do łóżka, nasz związek się zakończył, a ja poczułam się jeszcze bardziej głupia, żałosna i naiwna, a co gorsza łatwa. W tym roku stwierdziłam, że nie chcę mieć w ogóle życia towarzyskiego, że chcę tylko pracować. Nie chce przyjaciół, bo nikomu nie potrafię zaufać, kochałam się z kilkoma facetami bez żadnej chemii, bez romantyzmu, po prostu seks i koniec. Wszystko było dobrze, kiedy był rok akademicki, bo żyłam tylko pracami, ale tego chciałam. Teraz jak są wakacje, jestem w domu to nie radzę sobie z niczym, płaczę bez powodu, nie śpię albo śpię za dużo. Przestało mi zależeć na czymkolwiek, rodzice się na mnie wyżywają (mają jakieś niespełnione ambicje wobec mnie) krytykują mnie za wszystko, zwłaszcza mama - za to jak się uczesałam, za to co maluję, za moje poglądy, filmy które mnie inspirują itp. Najchętniej bym ciągle spała, często chciałabym mieć 99 lat, żeby być już po wszystkim i mieć za sobą całe życie. Jak słyszę od kogoś pocieszenie w stylu będzie dobrze, pogadaj z rodzicami to mam ochotę uderzyć tę osobę (nigdy nie miałam w sobie agresji). Czasami boję się siebie.