Złe samopoczucie w ciąży - depresja czy hormony?
Witam. Rok temu przeprowadziłam się do narzeczonego (ok. 600 km, mieszkaliśmy z teściami), pół roku temu wzięliśmy ślub i przeprowadziliśmy się do innego miasta (100 km od teściów).
Przeprowadzając się rok temu zrezygnowałam z pracy, którą bardzo lubiłam i w której pracowałam kilka lat. Po przeprowadzce - poczułam się bardzo samotna. Pracowałam w domu, popołudniami prowadziłam zajęcia, które nie dawały mi takiej satysfakcji jak kiedyś i miałam wrażenie, że robię wszystko źle, że nikt mnie nie akceptuje, że źle pracuję - i znajdowałam tego potwierdzenie. Czułam się wykluczona i bardzo samotna.
Po ślubie i przeprowadzce do większego miasta zaczęłam szukać pracy, ale okazało się, że jestem w ciąży. Rozmowy kwalifikacyjne nijak mi "nie szły". Po każdej odmowie ryczałam przez kilka dni i rozpamiętywałam swoje porażki. Zaczęłam analizować moje życie od czasu zmiany miejsca zamieszkania i widzę, że od tego czasu nic mi się nie udaje.
Panicznie boję się egzaminów, rozmów kwalifikacyjnych, rozmów przez telefon. Z jednej strony nie chcę siedzieć w domu, bo widzę, jak to działa na moją głowę, a z drugiej - bardzo boję się wyjść z domu i szukać pracy, bo przeraża mnie wizja kolejnej porażki i odrzucenia (kto by chciał zatrudnić kobietę w ciąży?). Nawet na opiekunkę do dziecka nikt mnie nie chciał wziąć. Nawet znajomi męża. Chyba będąc w ciąży do niczego się nie nadaję ;( Jestem niepotrzebna nikomu. Co najwyżej mężowi do ugotowania obiadu...
Wcześniej byłam osobą aktywną, prowadziłam ciekawe życie, byłam samodzielna, wesoła i lubiana. A teraz? Czuję się jak więzień. To hormony czy depresja? Dodam, że do tej pory - właściwie od czasu matury, na studiach i po nich - utrzymywałam się sama, choć często nie było (finansowo) łatwo. Ale nie o pieniądze mi w życiu chodziło. Mieszkałam w obcym mieście, gdzie zdążyłam się zaaklimatyzować przez 8 lat, a teraz - nie jestem w stanie wziąć się w garść.
Przez pół roku nie poznałam nikogo nowego. Nie mam tutaj koleżanek. Moja rodzina nie daje mi wsparcia (sami mają swoje problemy - choroba matki, alkoholizm ojca). Mogę oczywiście liczyć zawsze na męża, ale wiem, że on nie zmieni mojego życia, jeśli ja tego nie zrobię. Nie chcę go zadręczać moimi nastrojami, bo widzę, że czuje się winny - nie chcę tego, bo to moja wina, a nie jego.
Wpadam w histerię niemal każdego dnia, nie mam energii, zmuszam się do zrobienia czegokolwiek. Jednocześnie czuję się oceniania przez teściów, którzy ciągle pytają mnie, dlaczego nic nie robię. Czuję się jak pasożyt i leń. Boję się, żeby te moje depresyjne nastroje nie odbiły się na dziecku. Każde niepowodzenie objawia się u mnie kilkudniowymi bólami brzucha :( Porzuciłam swoje dotychczasowe pasje. Kiedyś kochałam teatr, teraz samo wspomnienie tworzenia czegokolwiek wyciska mi łzy z oczu. Porównuję się ze znajomymi, czytam opinie na forach o "leniwych babach siedzących w domu", poprzedni znajomi przestali się do mnie odzywać, każdy ma swoje sprawy.
Zaczęłam się jąkać, boję się odezwać w sklepie. Udaję przed ludźmi, że wszystko jest w porządku, a jak jest naprawdę wie tylko mój mąż i ja. Zrobiłam się nieprzyjemna i złośliwa. Myślałam o tym, żeby zapisać się na jakieś kursy zawodowe czy językowe, ale brak własnych pieniędzy oraz strach powstrzymują mnie. Wydaje mi się, że teściowie źle by to odebrali. Jako kolejne "żerowanie" na ich synu. Nawet nie mam przyjaciółki, z którą mogłabym szczerze porozmawiać. Pewnie dlatego opisuję swoje problemy tutaj... Od czasu, gdy nie mam własnych, wstydzę się brać pieniądze od męża, czuję się jak "dziad".
Gdy myślę o tym, jak będzie wyglądało moje życie po urodzeniu dziecka to jeszcze bardziej mi smutno. Kolejny rok siedzenia w domu. Ta samotność mnie przeraża... Widzę pustkę przed sobą. Nie chcę być dla męża ciężarem - psychicznym i finansowym :( Zawsze chciałam mieć dzieci, ale bez pracy, bez satysfakcji, z dala od rodziny i przychylnych osób jest to zadanie, które mnie przerosło. Nie chcę być wyrodną matka, nie chcę odrzucać mojego dziecka, nie chcę być nieszczęśliwa... Proszę o pomoc.