Żyć czy umrzeć?
Pisałam już kiedyś, po co i dlaczego mam żyć. Nic się nie zmieniło w moim życiu. Nadal nie widzę sensu życia. Mam więcej wątpliwości, lęku i strachu niż motywacji. Nic mi się nie udaje. Wolę umrzeć. Tak jest i nie zanosi się chyba na żadną zmianę. Nadal sama, bez niczego. Nic w życiu nie osiągnęłam. Nie mam dzieci, pracy, męża, radości z życia. Mam za to brzydką figurę, twarz, włosy same siwe, bliznę na ramieniu, brzydkie zęby, nic, ale to nic, mi się we mnie nie podoba. Nienawidzę siebie... Nie mam dla kogo i po co żyć. Zrobiłam nawet coś, co ma mi przypominać o tym, że powinnam umrzeć. W telefonie komórkowym ustawiłam alarm o treści "musisz umrzeć'' i godzinę. Otwieram i czytam, i coraz bardziej mnie to przekonuje. Ale co z tego, jak równie z wielką chęcią śmierci pojawia się strach przed nią samą.
Spać również nie mogę, ja sama chcę, ale moje ciało nie chce spać. Rano skoro świt uciekam z łóżka, by w nim długo nie pozostać. Wycofuję się ze wszystkiego, co mogłoby coś zmienić w moim życiu. Przed wielkim strachem, lękiem, natręctwami moimi. Nikt, ale to nikt, tak naprawdę mnie nie zna. Nie wie, co we mnie siedzi. Nie umiem nikogo na dłużej przy sobie zatrzymać. Czemu u licha? Czy ja mam jakiś defekt, czy to naprawdę tak jest, że ja się do życia nie nadaję? Co robić? Nie chce mi się już czekać na tzw. lepsze jutro, bo i po co? Proszę o radę...................