Czy to nerwica, depresja, czy hipochondria?

Witam, jestem 19-letnią dziewczyną. Gdy miałam 9 lat moi rodzice się rozwiedli, ponieważ mój ojciec jest alkoholikiem. Mimo to zawsze miałam żal do matki, a nie do ojca. Wśród swoich rówieśników, i ogólnie wśród ludzi, często czuję się wyizolowana. W kontaktach z ludźmi zazwyczaj czuję się niepewnie, jestem nieśmiała. Czuję, że nikt nie jest w stanie mnie polubić, ponieważ nie mam nic do zaoferowania. Jestem nudna, bardzo małomówna, bez żadnej inicjatywy, po prostu beznadziejna. Często mam poczucie winy, gdy próbuję coś zrobić dla siebie, stanąć w obronie swoich praw itp. Nie mam żadnych motywacji do działania. Moim jedynym dążeniem było znalezienie osoby, która mnie zrozumie całkowicie, bezgranicznie pokocha, nada sens mojemu życiu, wypełni pustkę i będzie ze mną do końca. Wydawało mi się, że znalazłam już kogoś takiego, ale pół roku temu mnie zostawił właśnie z powodu moich problemów ze sobą. W sumie zawsze każdy ze mnie rezygnował, więc nie powinno mnie to dziwić. Teraz nie widzę sensu w życiu, żadnych perspektyw, nadziei. Cały czas jestem przygnębiona, nie potrafię się cieszyć, nie umiem po prostu żyć. Boję się, że życie może się stać nie do zniesienia i jedynym wyjściem będzie samobójstwo. Ale jednocześnie nie chcę tego, bo boję się śmierci 24/h. Czuję się jakbym już stała nad grobem i miała umrzeć w każdej chwili. Ciągle jestem niespokojna, często miewam ataki lęku, najczęściej gdy kładę się spać (właściwie mam to co noc, ale z różnym nasileniem), wydaje mi się wtedy, że zaraz umrę, panicznie się boję. Mam wtedy wrażenie, że zaraz zemdleję, duszę się, mam uczucie gorąca, drętwienia, serce wali mi jak szalone itd. Mam problemy ze snem, często nie mogę zasnąć do świtu, albo mam bardzo płytki sen i budzę się co chwilę. W dzień natomiast mam problemy żołądkowe, poza tym mam skłonność do przypisywania sobie różnych chorób, podczas gdy badania na nic nie wskazują. Stale towarzyszy mi lęk, nie wiem jak się go pozbyć. Nie mam już siły dłużej zamartwiać się bez przerwy, zastanawiać się czy zaraz umrę i nie zdążę zrobić wszystkiego co bym chciała (a mimo to nie robię kompletnie nic z tego). Co powinnam zrobić? Czy jest jakaś szansa, żebym zaczęła żyć normalnie, cieszyć się tym życiem, nie myśleć bez przerwy o śmierci, o tym, że umrę i wszystko się skończy? To mnie strasznie przybija. Proszę o jakąś radę, wskazówkę, cokolwiek...

KOBIETA, 19 LAT ponad rok temu

Witam!

Przeżyłaś wiele trudnych chwil w dzieciństwie. Rozwód rodziców był dla Ciebie traumatycznym przeżyciem. Obecnie strasz się znaleźć kogoś, kto będzie za Ciebie funkcjonował, za kim będziesz mogła się ukryć i komu będziesz mogła się bez reszty poświęcić. Jednak taka postawa nie służy utrzymaniu związku. W relacjach partnerskich równie ważne co poświęcenie dla drugiej osoby jest pozostanie sobą i zachowanie indywidualnych cech.
Warto, żebyś pracowała nad swoimi problemami. Najlepiej z psychologiem lub psychoterapeutą. Lęki, jakie przeżywasz mogą być związane z trudnościami z dzieciństwa i nierozwiązanymi wewnętrznymi konfliktami. Dlatego tak istotna jest profesjonalna pomoc w tej sprawie.
Praca ze specjalistą może dać Ci możliwość poradzenia sobie z ciężkimi emocjami i domknąć sprawy z dzieciństwa. Rozwiązując swoje problemy pozytywnie wpływasz na swoje samopoczucie, co w efekcie może być dla Ciebie szansą na poprawę życiowej sytuacji. 

Pozdrawiam 

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty