To nerwica czy depresja. A może jedno i drugie?
Witam. Mam 26 lat. Niedawno lekarz neurolog zdiagnozował u mnie nerwicę. Poczułam się bardzo źle w pracy i od tego momentu zaczęły się u mnie lęki, szczególnie lęki o przyszłość i lęk przed śmiercią.
Boję się, że coś mi się stanie i nikt nie bedzie mi umiał pomóc. Ciągle jestem spięta i o tym myślę. Cały czas czuję jakby ucisk w głowie i mam poczucie "nierealności" (badania mam dobre). Od jakiegoś czasu czuję się też okropnie zmęczona, a przede wszystkim bardzo nieszczęśliwa. Nie mam celu w życiu. Jedyne o czym myślę, to czy kiedykolwiek będę zdrowa. Mam z czego się cieszyć, ale nie potrafię. Rodzice i mąż nie rozumieją mojego problemu. Wolą o tym nie rozmawiać ze mną. Ogólnie to zawsze miałam problemy z krytyką. Za bardzo się wszystkim przejmowałam i stresowałam każdym złym zdaniem na mój temat. Byłam i jestem bardzo wrażliwa na wszystko.
Jeszcze na dodatek moja siostra zmarła gdy ja miałam 5 lat (ona 2,5 roku). Chyba bardzo to przeżyłam, bo zawsze mi kogoś brakowało. Kogoś bardzo bliskiego, z kim mogłabym się podzielić moimi emocjami. Z rodzicami ciężko było się porozumiec. Też przeżyli tragedię, więc ten temat nigdy nie był do końca przedyskutowany. Może właśnie tego nam było trzeba. Czesto czułam się przez nich odrzucona, gdyż nie dawali mi tyle uczucia, ile naprawdę potrzebowałam. Dodatkowo czułam, że nigdy nie byli ze mnie dumni. Tak naprawdę to wiem teraz o tym, że mnie kochają, tylko nie umieją tego wyrazić, bo sami nigdy tego nie doświadczyli.
Chciałabym być po prostu szczęśliwa. Urodzić dziecko i cieszyć się rolą matki i żony, ale w tym momencie strach i smutek mnie przerosły. Co robić?