Czy to jest początek depresji?
Witam. Pierwszy raz tu jestem, nie wiem od czego zacząć. Mam tysiące myśli w głowie i jednocześnie pustkę. Zacznę od tego, że od dziecka nie cierpiałam siebie - wyglądu, zachowania. Rodzice potęgowali to bijąc mnie, poniżając przed rodziną, znajomymi. Czułam się podle, chciałam umrzeć - pierwszy raz te słowa wypowiedziałam w wieku 4 lat. W późniejszym czasie stały się częścią mnie, codziennością, tak jak "dzień dobry". Próbowałam się zabić, ale mam chyba silny organizm, bo wzięcie dużej dawki leków i popicie jej alkoholem nic nie pomogło. Po prostu zwymiotowałam. Pojawiają się u mnie napady radości, by zaraz czuć w sobie gniew. Śmiech -płacz. Taniec - siedzenie we łzach. Jednak rok temu coś się zmieniło, poznałam superfaceta, stwierdziłam, że los się odmieni i będę szczęśliwa. Dni upływały lekko, napady złości miałam, ale gryzłam się w język, by go nie skrzywdzić. Pierwszy raz w życiu czułam się naprawdę bezpieczna. Mówił, że jestem warta wszystkich skarbów na ziemi. Świat wtedy należał do mnie. Było wspaniale. On jednak złamał mi serce - okazało się, że ma żonę i roczną córkę. Przez cały tydzień bolało mnie serce, kłuło mnie, płakałam. Od tamtego momentu płaczę codziennie, nic mnie nie cieszy. Uśmiecham się na pokaz, zamknęłam się w sobie. Udaję kogoś, kim nie jestem. Nienawidzę siebie. Brzydzę się sobą. Mam dość. Nie potrafię odnaleźć w sobie kobiety. Najgorsze jest to, że nikt tego nie zauważył, że ja cierpię.