Czy będę się kiedyś czuła dobrze?

Zaczęłam leczyć się na depresję już jako nastolatka, wspominam ten okres jako wiele miesięcy terapii bez sensu - co pewien czas zmiana leków i braku poprawy nastroju, a nawet pogorszeniu przez dostosowywanie się do coraz to nowych tabletek. Finalnie lekarka chciała mnie wysłać do zakładu, byłam wtedy w liceum i przerwałam terapię. Przestraszyłam się przede wszystkim mamy, która zakazywała mi chodzić do psychiatry, uważając, że sobie wymyślam i to ona z naszej dwójki - samotna matka, z wieloma sprawami na głowie - ma problemy, a nie ja, gówniara nie znająca życia. Problem w tym, że uważnie obserwuję świat i myślę o chyba zbyt wielu sprawach. Jestem wrażliwa i zauważam stanowczo za dużo złego w otoczeniu, było to zauważalne już, kiedy zaczęłam się leczyć - miałam te szesnaście lat, a teraz, kiedy mam dwadzieścia dwa, zmieniło się na jeszcze gorsze. Nie jestem w stanie cieszyć się niczym co mnie spotyka - pomijając już fakt, że spotyka mnie wiele przykrości. Nie mam żadnej mobilizacji do robienia czegokolwiek, nawet wstanie rano często przeciąga się do leżenia w łóżku do szesnastej i wstawania tylko z musu, żeby domownicy się niepokoili. Ciągle jestem smutna, zmęczona, płaczę i w niczym nie widzę sensu - piję albo palę żeby móc jakoś sobie z tym poradzić, nie do przesady, ale jeśli nie znajdę jakiegoś wyjścia z tej sytuacji, mogę popaść w alkoholizm albo narkotyki, bo przynosi mi to ulgę, mobilizuje mnie do wyjścia z domu i rozmowy ze znajomymi. Czasem zamiast smutku i myśleniu źle o sobie, jestem zirytowana i źle myślę o ludziach - większość to kretyni, do niczego nie dążą, szczególnie źle wypadają kobiety, czasem nie potrafię być miła, kiedy próbują zagadać do mnie o nieinteresujących mnie rzeczach - ubraniach, makijażu czy nawet telewizji, której nie jestem w stanie oglądać bez poczucia starań zrobienia ze mnie na siłę wesołej idiotki z potrzebą konsumpcjonizmu. Nie chcę stać się w zgorzkniała albo zarozumiała, ale nie potrafię powstrzymać tego nihilizmu. Wiosną zeszłego roku rozstaliśmy się z chłopakiem, z którym byłam ponad pięć lat, musiałam wrócić do mieszkania mojej mamy w którym już trzy lata nie mieszkałam - straciłam pracę i bez pieniędzy nie miałam możliwości wynajmu niczego. Potem zakochałam się nieszczęśliwie w kimś, kto mnie zostawił zaraz, gdy się zabawił - od tamtej pory już w ogóle sukcesywnie tracę kontakt z rzeczywistością. Przestałam wierzyć w uczucia łączące ludzi, w to że cokolwiek w życiu mi się uda. Próbowałam zdać na studia, ale się nie udało. Znalazłam pracę, żeby nie mieć czasu na myślenie - zamieszkałam na miejscu, ale szybko wróciłam do domu, bo nie radziłam sobie nawet ze sobą a co dopiero z ogarnianiem obowiązków - z resztą trzeba było codziennie wstawać o szóstej a często dopiero o tej porze udaje mi się zasnąć. Wydaje mi się, że nie mam przyjaciół - każdy ma swoje problemy i sprawy na głowie, swoje życie. Często czuję się strasznie, nie mam ochoty wychodzić, bo i tak do nikogo bym się nie odezwała, a za godzinę jedyne czego potrzebuję, to z kimś się zobaczyć - i wtedy najczęściej okazuje się, że nie mam z kim - więc siedzę sama w domu. Dziś wstałam o 10 ale już o 11 musiałam się położyć, bo byłam zmęczona i smutna, zaraz potem zaczęłam czuć się tak źle, że było to trudne do wytrzymania, narastający ścisk w gardle - mamie, szykującej się do pracy powiedziałam że mam okres i dlatego tak wyglądam, a zaraz kiedy wyszła, skończyłam w łazience, wymiotując i płacząc na raz. Nie wiem, co mam robić - to depresja, czy dystymia, bo trwa już tak długo że na stałe wpisało się w mój sposób postrzegania świata? Co na to wpływa? Od dzieciństwa połykam wręcz książki (rozwód rodziców, kłótnie, matka dużo krzyczała i często mnie biła, z rówieśnikami też nie dogadywałam się najlepiej, więc uciekałam w ten inny świat), kiedy czuję się trochę lepiej, czytam średnio jedną dziennie (szybko mi to idzie), uczestniczyłam i organizowałam wiele akcji charytatywnych, prozwierzęcych, od zawsze malowałam, rysowałam, rzeźbiłam - teraz mało, nie mam na to siły, a kiedy już coś robię, jest to wybitnie przygnębiające. Badałam ostatnio IQ i wyszło mi 150, generalnie uważam takie testy za głupotę, ale może jest w tym jakaś racja, może to jest powód tego, że czuję wiszący w powietrzu bezsens, kiedy widzę że ludzie cieszą się z sobotniej wyprawy do centrum handlowego. Oddałabym wiele, żeby pozbyć się mojego sposobu postrzegania świata, ale zastanawiam się, czy sama go w ten sposób rozbudziłam czy to co robię - poza smuceniem się - właśnie z niego wynika. Obecnie nie leczę się, nie wierzę w nic dobrego, ale jestem już tak zobojętniała że nawet myśli samobójcze na razie ustały, więc nie jest najgorzej. Czy są jakieś sposoby na to, żebym znowu przeszła przez dzień bez płaczu? Zaczynam myśleć o tym, że jestem tak niedostosowana i ciążę matce siedzeniem w domu, że kiedy zrobi się ciepło, po prostu spakuję się i wyruszę autostopem gdziekolwiek - mieszkanie na skłocie gdzieś w Niemczech albo zaaklimatyzowanie się w górach jako pomoc przy zwierzętach wydają mi się lepszym rozwiązaniem niż trzecie z kolei lato (zauważyłam, że wtedy czuję się już w ogóle paskudnie) spędzone w pozycji leżącej, przy spuszczonych roletach, odmawianiu posiłków i wstawaniu po to, żeby spędzić parę bezsensownych godzin przed komputerem. Wewnątrz jestem tak poszatkowana, że nie wierzę, że uda mi się kogoś pokochać, więc czemu nie rzucić tego wszystkiego i nie wyjechać, może to coś zmieni?    

KOBIETA ponad rok temu

Witam!

Zaburzenia nastroju z okresu dojrzewania mogą wpływać także na stan psychiczny dorosłej osoby. Podczas dorastania była Pani leczona farmakologicznie, ale nie przynosiło to widocznych i trwałych efektów. Warto, żeby zastanowiła się Pani nad psychoterapią. Uczestnictwo w terapii może pozwolić Pani wpłynąć na poprawę stanu psychicznego oraz pomóc w rozwiązaniu problemów i trudności, z jakimi się Pani zmaga. Jest to również forma pomocy, która może być "stosowana" przez długi czas, kiedy tylko będzie jej Pani potrzebowała. W stanach obniżonego nastroju i narastania trudności warto jest skorzystać z takiej pomocy, gdyż może pozwolić Pani odzyskać wewnętrzną równowagę i zaktywizować do działania. Sądzę, że jest to mnie wyniszczająca metoda wpływania na swoje samopoczucie niż narkotyki czy alkohol. A w efekcie może przynieść trwałe rezultaty. 

Pozdrawiam

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty