Czy brat się obudzi i zacznie żyć jak normalny człowiek?
Moja historia jest podobna do wielu opisanych na tych stronach. Otóż mam 45-letniego brata, mieszkamy razem w jednym domu. Gdy miał 15 lat zmarła nasza mama (może jeszcze dodam, że w dzieciństwie chorował na wirusowe zapalenie opon mózgowych), po jej śmierci wszystko wskazywało na to, że wspólnie będziemy się wspierać. I tak było do pewnego momentu. Ja jestem osobą dosyć zaradną więc i jego próbowałam czasami do czegoś zmobilizować, z różnym skutkiem. Skończył szkołę, dwa lata chodził do szkoły pomaturalnej, odbył zastępczą służbę wojskową, potem były dwie prace, w międzyczasie pojawiły się dwie dziewczyny (niestety były to nieszczęśliwe miłości). Przy tej drugiej dziewczynie nie można mu było nic wytłumaczyć, że mężatka, że nie dla niego. Dochodziło nawet do tego, że podczas moich rozmów z nim na jej temat wyciągał do mnie ręce. Któregoś razu wezwałam policję, bo bałam się, że to może źle się skończyć - nie było w związku z tym żadnej sprawy, jedynie żal z jego strony, że nasłałam na niego policjantów. W końcu wymusił na ojcu (88 lat), że zamieszka sam na dole chyba licząc na to, że ta druga miłość do niego wróci i będą razem, ale tak się nie stało. W końcu porzucił pracę i nie pracuje już 3 lata, zaczął izolować się od znajomych i od nas domowników. W końcu ubzdurał sobie, że ja chcę go otruć, a to, że mu pieniądze podmieniam itp. Bardzo schudł, a w zasadzie wszyscy w domu mu ustępujemy. O pójściu do lekarza nie ma mowy, zaraz jest negatywna reakcja z jego strony. Nie wiem co robić, żal mi serce ściska jak na niego patrzę i widzę jak ginie w oczach, a to przecież mój brat którego kocham. W perspektywie mam wyjazd za granicę, ale jeśli ja wyjadę to coś zmieni, czy on się obudzi i zacznie żyć jak normalny człowiek? Błagam podpowiedzcie mi coś, bo moja niemoc zaczyna sięgać zenitu.