Czy ja naprawdę jestem beznadziejna?
Dobry wieczór! Mam prawie 22 lata. Zawsze miałam poczucie, że jestem niekochana, nierozumiana, olewana... Moi bliscy narzucają na mnie zbyt dużo obowiązków. Kiedy mówię „nie” - wtedy nieraz jest gorzej. Dlatego zazwyczaj im ulegam. Zrozumiałam, że lepiej się nie sprzeciwiać, aby nie zostać odepchniętym. Kontrolę nad moim życiem przejęli najbliżsi, chodziłam jak zegarek, zrób to, idź tam, weź to... Pewnego dnia miałam dość, wpadłam w dołek, potem większy. Było mi ze sobą źle, zaczęłam mniej jeść, najpierw odmawiałam sobie kolacji, z czasem przyjmowałam ok. 400 kalorii na dzień. Nikt z bliskich nie zauważył, że jest ze mną coś nie tak. Często płakałam, przeżywałam kłótnie w domu, to że ojciec pije, brałam na siebie, myślałam, że to wszystko jest moja wina.
Na dzień dzisiejszy nienawidzę siebie i swojego życia, jestem gruba i brzydka. Zdrowie mi odmawia posłuszeństwa, nie mam siły chodzić, jestem słaba, dużo schudłam, mój mózg ma problem, tak to odczuwam. Bardzo często nie mogę sformułować zdania z sensem. Marzę o śmierci, czekam na dzień, kiedy padnę i już nie wstanę, może wtedy zobaczą, że mieli córkę, że byłam.
Ale jest jeszcze jedna rzecz, którą ostatnio zauważyłam w kontaktach z innymi ludźmi, nie potrafię być na równi. Przy rozmowie zazwyczaj siadam na podłodze, a osoba, z którą rozmawiam, na kanapie. Zaczęło mnie to trochę zastanawiać, prześledziwszy trochę swoje życie i faktycznie w sytuacjach z innymi, mogę to stwierdzić, że bardzo często jest tak, że nie mogę siedzieć na równi z odbiorcą, czuję się gorsza, ale z drugiej strony, gdy tak siedzę niżej, czuję się bardziej bezpieczna. Czuję, że tracę wszystko – przyjaciół, znajomych, nie mam chęci spotykać się z nimi, oni są tacy szczęśliwi. Ja tego o sobie nie mogę powiedzieć. Jestem beznadziejna:(