Czy mam szansę na normalne życie?
Witam, sama nie wiem od czego zacząć. Mam 20 lat i powoli tracę chęci do życia. Zacznę od początku. W podstawówce nie miałam dobrych kontaktów z rówieśnikami, byłam szykanowana, poniżana, traktowana jak czarna owca, po części ze względu na odmienną wiarę jednego z rodziców, po części również z powodu dość specyficznego charakteru, jaki już w tak młodym wieku sprawiał mi trudności. Jestem uparta, nie lubię, gdy ktoś próbuje mną rządzić, potrafię czasem być bezczelna gdy bronie swoich racji. Pod koniec podstawówki jedna z moich "koleżanek" usiłowała mnie utopić na publicznym basenie, skończyło się to wyciszoną sprawą w sądzie (ach, te znajomości…). W gimnazjum było tak samo, choć w wieku 14 lat zaczęłam dostrzegać pozytywy w swoim wyglądzie i je wykorzystywać, nabrałam trochę pewności siebie, a raczej ubrałam taką maskę, bo każde słowo krytyki wciąż sprawiało mi wielką przykrość. Liceum przebolałam na masce pewnej siebie i przebojowej dziewczyny. Związałam się z moim obecnym partnerem, wcześniej miałam jeden nieudany, dość poważny związek, który bardzo naruszył moją pewność siebie (ponownie). Obecnie staram się jakoś funkcjonować, ale każda sytuacja stresowa doprowadza mnie do ostrego załamania, zwykła kłótnia sprawia, że wątpię w każde swoje słowo, mój związek wydaje mi się bardzo nieudany, choć mój partner nie widzi w nim żadnych problemów. Obecnie nie uczę się ani nie pracuję. Choć szukam pracy jednak znalezienie jej jest ciężkie. Zajmuje się domem i staram się wywiązywać z tego obowiązku jak najlepiej, ale mój partner uważa, że zajmowanie się domem ( powierzchnia ok. 120 m) to żadna praca i nie uważa jej za męczącą, przez co nie rozumie dlaczego wieczorem chcę iść spać w tych godzinach co on. Wszystkim bardzo się przejmuję, każde złe słowo biorę bardzo do siebie, nie umiem zdystansować się w sytuacjach, w których powinnam machnąć ręką. Chciałabym pójść do pracy, każdy pieniądz się liczy, ale świadomość tego, że po po pracy czeka mnie pełen zestaw obowiązków domowych (partner uważa, że 8 h pracy nie jest męczące, więc mogę sama zajmować się domem i psem, sam pracuje na budowie) skutecznie mnie zniechęca. Pojawia się poczucie winy, ja nie pracuję, nie zarabiam i narzekam, że mi ciężko w domu, a mój partner pracuje ciężko. Nie wiem, czy to ja wyolbrzymiam swoje problemy, czy też mój partner nie jest wyrozumiały. Odsunęłam się od przyjaciół, nie potrafię znaleźć wspólnego języka z rówieśnikami, poza tym po prostu nie mam ochoty na spotkania, najchętniej zakopałabym się pod kołdrę i nie wychodziła dopóki wszystkie problemy nie minął. Cały czas chce mi się spać, jestem apatyczna... Wszystko to składa się na bardzo podłe samopoczucie, multum chorób fizycznych, osłabienie, obniżenie odporności... nie potrafię sobie z tym poradzić, a ze strony partnera nie mam żadnego wsparcia, on nie rozumie, że nie ze wszystkim można sobie poradzić ot tak. Proszę o pomoc, o jakąś wskazówkę co zrobić, gdzie się udać, cokolwiek, bo naprawdę tracę wiarę w to, że mam jakiekolwiek szanse na normalne funkcjonowanie…