Jak poradzić sobie z żalem, jaki czuję do rodziców i wszechogarniającym smutkiem?

Mieszkam z chłopakiem, który jest dobrym człowiekiem. Jesteśmy razem już kilka lat. Troszczy się o mnie i wiem, że zawsze mogę na niego liczyć w trudnych chwilach. Niestety cały czas towarzyszy mi zły nastrój. Mój partner ciągle stara się poprawić mi nastrój. Za wszelką cenę stara się, bym nie porzuciła swoich pasji. Rozwijam już tylko jedną, przy której się wyciszam. Moim największym problemem jest to, że gdy coś zrobię, czekam na pochwałę od rodziców. Ich pochwała polega na powiedzeniu "fajnie, ok" i najlepiej, bym zniknęła, bo chcą rozmawiać o pracy.

Po wyprowadzce starałam się jak najrzadziej odwiedzać rodzinny dom, mimo że rodzice bardzo nalegali na to, bym przyjeżdżała, w szczególności mama, z ojcem nie mam dobrych kontaktów od jakichś 6 lat. Rodzice nie mają do mnie żalu, że się wyprowadziłam. Był taki czas, że nie mogłam nocować w domu, bo mama bała się o mnie. Zdarzało się, że ojciec bił mnie za złe wyniki w nauce, za to, że byłam niegrzeczna, pyskata. Wszczynał awantury o głupstwa, albo wymyślał problem, który nie istniał. Mama tłumaczyła go tym, że nie wyniósł dobrego przykładu z własnego domu.

Uczyłam się w każdej wolnej chwili, ale dobre oceny niczego nie zmieniły. Ciągle słyszałam, że wszystkie problemy w domu są moją winą, że jestem niewdzięczną córką. Straciłam nadzieję na polepszenie sytuacji, w jakiej się znalazłam. Nie chciało mi się nawet uczyć do matury, ale mój chłopak nalegał, więc ciągle siedziałam w książkach. On studiuje i nie wyobrażał sobie, bym zakończyła naukę jedynie na szkole średniej. Nie poszło mi najlepiej, choć on uważa, że nie spodziewał się tak wysokich wyników. Często w trakcie nauki miałam napady złości, rzucałam wszystkim, jeśli nie potrafiłam przyswoić jakiegoś materiału.

Po zdanych egzaminach rodzice zachowywali się tak, jakby nic się nie zmieniło. Sami nie mają matury, ale mają dobrą pracę. Uważają, że najważniejsze w życiu to iść ciągle do przodu, a uczę się tylko dla siebie. Dostałam się na studia - od rodziców nie usłyszałam ani jednego słowa. Nawet głupiego "jesteśmy z ciebie dumni". Coraz bardziej się zadręczam, mam napady złości i lęku, biję się po głowie i ciele, gdy coś mnie zdenerwuje. Nie potrafię inaczej odreagować stresu. Boję się ludzi. Ciągle mam zły humor, nic mnie nie cieszy. Przed innymi udaję, że wszystko jest dobrze, ale nic takie nie jest.

Kilka razy słyszałam od rodziców, że utyłam, że jestem gruba. Zdarzyło się, że takie uwagi wygłaszali, gdy byli u nich znajomi. Było mi potwornie wstyd. Mój wskaźnik BMI wynosi 22. Odkąd zaczęłam brać tabletki antykoncepcyjne, zrobiłam się pulchniejsza. Mój chłopak powtarza mi, że jestem ładna, wierzę mu, ale mam coraz większe kompleksy... Kilka lata temu chodziłam na kontrole do kardiologa, ponieważ bolało mnie serce i miałam napady duszności. Wszystko na tle nerwowym. Nie skierowano mnie nigdzie. Przez podobny czas boli mnie głowa, dostałam leki, które nie pomagają.

Na przemian albo śpię do oporu i wstaję koło południa, albo nie śpię prawie w ogóle i chodzę nieprzytomna. Mam takie dni, kiedy siedzę w domu, nigdzie nie wychodzę, nie rozmawiam z nikim. Odtrąciłam znajomych. Każdy problem, który roztrząsam sprowadza się do tego, że obojętne, czego bym nie zrobiła, ile bym nie dokonała, nie usłyszę od rodziców niczego dobrego. Mimo to ciągle czekam na te słowa! Rodzice uważają, że nie muszą tego mówić, przecież wszystko robię dla siebie. Mimo rozmowy ich postawa nie zmieniła się.

Mój chłopak chwali mnie na każdym kroku. Twierdzi, że jego słowa są dla mnie nic niewarte, ponieważ ciągle czekam na gest ze strony rodziców. On się zadręcza, mówi, że mam zacząć myśleć o sobie, a ja nie potrafię. Od dawna nie mam ochoty na seks. Kiedyś było inaczej. Żal mi samej siebie i mojego chłopaka, którego ranię swoim zachowaniem. Bardzo go kocham, a on powtarza jak mantrę, bym odcięła się od rodziców i uwierzyła w siebie, w nas. Najgorsze jest także to, że boję się, że gdy będę mieć dzieci, będę tak samo złym rodzicem. Boję się, że nie będę potrafiła pochwalić swojego dziecka, zainteresować się nim, porozmawiać, zabrać do kina. Czuję się pusta, niepotrzebna i nic niewarta.

KOBIETA ponad rok temu

Szanowna Pani,

Do rozwiązania trudnej sytuacji, w której od lat Pani funkcjonuje, konieczne jest zrozumienie, że miłość do rodziców to jedno, a niewyrażanie zgody na bycie krzywdzonym to drugie. Uczucie miłości do rodziców jest naturalne i bezwarunkowe, nie może ono jednak oznaczać, że nasza samoocena i samopoczucie psychiczne jest zależne od ich opinii. Funkcjonowanie przez lata w nieprawidłowym systemie rodzinnym spowodowało, że wykształciła Pani w sobie wiele zahamowań i kompleksów. Ciągłe łaknięcie miłości i akceptacji ze strony rodziców rujnuje Pani obecne życie, nie pozwala na rozwijanie własnych pasji i samorealizację.

Zalecałabym pomyślenie o rozpoczęciu psychoterapii, najlepiej poznawczo-behawioralnej, która pozwoli Pani wykształcić niezbędne mechanizmy adaptacyjne i zachowania asertywne. Opinia innych o nas nie może być wyznacznikiem naszego myślenia o sobie i swoich osiągnięciach. Najważniejsze teraz dla Pani jest uzyskanie wglądu w całą sytuację i przyswojenie strategii radzenia sobie. Izolacja od rodziny bez rozprawienia się z kompleksami, lękami i poczuciem winy nie rozwiąże Pani problemów. Do tego potrzebna jest tym razem pomoc wykwalifikowanej osoby z zewnątrz.

Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że dzięki psychoterapii uda się Pani uporać z dręczącymi problemami.

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty