Czy moje objawy wskazują na depresję? Co powiedzieć rodzicom?
Nazywam się Paweł, mam 21 lat, jestem studentem 3 roku ekonomii. Zanim poszedłem na studia, wszystko było ze mną w porządku, normalnie podchodziłem do nauki i moje wyniki były bardzo dobre. Wszystko zaczęło się zmieniać, odkąd wyjechałem na studia do dużego miasta. Nie wiem, kiedy zaczęło się ze mną dziać źle, ale chyba już w liceum, gdy przyszedł czas wyboru studiów, stres z tym związany i odwieczne pytanie - skąd wiedzieć, w czym będę w życiu dobry, co mnie zainteresuje na tyle, żeby podejść do nauki z pasją i czy podołam temu. Co semestr zacząłem mieć podobne problemy, myślałem wtedy, że to po prostu lenistwo i dlatego tak długo nic z tym nie robiłem, winiłem sam siebie. Na początku semestru mam zawsze dużo energii, myślę pozytywnie, aż w końcu zaczyna mi coś doskwierać i nie mogę dłużej odnaleźć się, gorzej się uczę, coraz mniej mi się chce. W trakcie sesji zawsze się poprawiało, bo będąc przypartym do muru, po prostu się uczyłem i nie było źle. Aż do tego semestru. Około dwóch miesięcy temu zupełnie straciłem zainteresowanie dalszą nauką, na początku robiłem coś, by po prostu przetrwać, ale i to nie potrwało za długo. Stopniowo przestałem chodzić na zajęcia, zacząłem spać w dziwnych godzinach - w nocy długo nie mogę zasnąć, a rano nie mam sił, by wstać, chciałbym po prostu zasnąć i nigdy się nie obudzić. Czuję się do dziś cały czas zmęczony, obolały, nie mogę się skoncentrować na niczym na długo. Zaczęły mi towarzyszyć myśli o samobójstwie, wydawało mi się, że już nic w życiu nie osiągnę i że lepiej ze sobą skończyć, mieć po prostu spokój od tego wszystkiego, skoro i tak w życiu nie będę szczęśliwy. Myśli o przyszłości zaczęły mnie wręcz paraliżować. Większość tego czasu spędziłem na głupich zajęciach absorbujących umysł - by przestać myśleć. Do tego przynajmniej raz dziennie przechodzę przez cykl nastrojów - raz myślę, że trzeba się brać do roboty i wszystko będzie dobrze, później, że nie dam rady, znowu wtedy wydaje mi się, że lepiej się zabić i mieć spokój. Później gdzieś znowu znajduję nadzieję - ale tylko na chwilę, bo nie potrafię zacząć budować niczego pozytywnego w życiu. Nawet to, co kiedyś było zainteresowaniem, dziś często irytuje, a gdy pomaga, to tylko w ucieczce od rzeczywistości. Moje myśli o samobójstwie powracają bardzo często. Raz nawet wziąłem dużą porcję lekarstw i myślałem, że po prostu się nie obudzę, ale było to (na szczęście) bardzo nieprzemyślane, wstałem normalnie i dopiero później przeczytałem, że to, co wziąłem, nie stanowiło dla mnie zagrożenia śmiercią - wydawało mi się, że leki te mają inny skład, ale nawet nie przeczytałem tego. Może to głupie, a na pewno rzeczywiście nieprzemyślane, ale moja determinacja, by umrzeć, osiągnęła wtedy pierwszy raz taki poziom, że naprawdę byłem skłonny to zrobić (i jak mi się wtedy wydawało - zrobiłem). Potem raz byłem tym przerażony, raz się z tego śmiałem i wszystko na pewien czas znów się ustabilizowało. Aż przyszły święta i pojechałem do domu. Byłem wtedy znowu zdeterminowany skończyć ze sobą, bo ciążyła już na mnie świadomość tego, że zawaliłem dużo spraw na uczelni, zawiodłem oczekiwania rodziny, ale dalej wydawało mi się, że to tylko lenistwo, myślałem, że jestem po prostu niezdolny do funkcjonowania w społeczeństwie. Więc zacząłem po prostu planować następną próbę samobójstwa. Plan był prosty - przeczekać święta w domu, a po powrocie do Warszawy skończyć ze sobą. Naprawdę wierzyłem, że to zrobię, nawet wykształciłem u siebie pewne odruchy ku temu - okłamywanie rodziny i znajomych, przyjmowanie pozorów beztroski. Jednak gdy miałem już to zrobić, zacząłem to odkładać z dnia na dzień, aż w końcu coś się zmieniło i zacząłem być przerażony myślą o tym, co chciałem zrobić. Wstydzić się za to, co chciałem zrobić wobec swoich rodziców. Nie mogłem jednak wyrwać się z odrętwienia, zmienić czegoś nagle. Znajomi zaczęli zauważać, że coś nie tak ze mną, jednak dalej zbywałem ich lakonicznymi odpowiedziami i przybieraniem maski beztroski lub zwykłym okłamywaniem, że robię coś z życiem, gdy oni tego nie widzą. W końcu zacząłem trochę z nimi rozmawiać, że nie do końca lubię to, co studiuję, że moje marzenia są zupełnie inne - byłem wtedy szczery, ale do końca nie wiem, czy to prawda, czy sam zacząłem w to wierzyć. Ale pojawiło się słowo 'depresja' w jednej z rozmów, więc powiedziałem, że tak, mam depresję, ale wtedy nie rozumiałem znaczenia tego słowa. Nie myślałem, że to tak ciężki stan, moje błędne założenia o tym, czym jest depresja brały się z mitów obowiązujących w potocznym rozumieniu tego słowa - że to zależy tylko od człowieka, który ją ma i po prostu nie daje sobie rady, bo jest słaby. Zacząłem jednak czytać dużo o depresji i przeraziłem się, że spełniam prawie wszystkie objawy opisywane w różnych źródłach. Wypełniłem kilka dostępnych ogólnie testów, każdy z nich dał u mnie jednoznaczny rezultat - mam depresję, wymagam konsultacji u lekarzy, a nawet leczenia farmakologicznego. To wszystko sprawiło, że spojrzałem nieco inaczej na to, co robię, że w takim razie może jest nadzieja na powrót do normalności, że z pomocą znowu odnajdę siły do normalnego życia, działania. Sam jestem bardzo zdziwiony, jak bardzo może się człowiekowi wydawać, że wie o sobie wszystko, a jednak jest to tylko pozorne. Zdaję sobie sprawę, że samodzielnie nie da się postawić takiej diagnozy, dlatego opisuję tu tak dokładnie mój problem, szukając nie jednoznacznej odpowiedzi, ale chociaż jakiejś wskazówki. Pojutrze jadę do domu rodzinnego i chcę powiedzieć o tym rodzicom, wiem, że będzie to dla nich szokujące i ciężkie. Dlatego też proszę o jakąkolwiek odpowiedź na to, o czym piszę, przeczytałem trochę pytań od innych i w odpowiedziach przeczytałem o sugestii, by w takiej konfrontacji z rodzicami pokazać im treść pytania i odpowiedzi specjalisty tego serwisu. Bardzo by mi to pomogło. Cały czas się boję, że jeśli mnie nie zrozumieją, to nie będę już miał żadnego oparcia, przecież oczywistą pierwszą reakcją jest to, że to tylko moje lenistwo, brak ambicji, że sam sobie narobiłem w życiu źle i muszę teraz za to zapłacić. Proszę zatem chociażby o krótką odpowiedź: czy to prawdopodobne, że mam depresję i czy powinienem udać się na konsultacje do psychologa?