Czy moje zachowanie jest spowodowane problemami z osobowością?
Witam, już na samym początku prosiłabym o pomoc, której potrzebuję od dawna. W październiku skończę 20 lat, zawsze dawałam sobie radę z problemami, których nie starałam się zrozumieć, po prostu po mnie spływały. Nigdy nie byłam osobą otwartą i miałam problemy z okazywaniem uczuć nawet tym najbliższym. Nie cały rok temu coś we mnie pękło. W kwietniu dowiedziałam się, że jestem w ciąży, ja i mój chłopak bardzo się ucieszyliśmy, jednak kilkanaście tygodni później dowiedziałam się, że moje dziecko zmarło. Przeżyłam okropny okres, do całej tragedii doszedł rozwód rodziców i brak wsparcia od strony taty. Od jakiś 6 miesięcy, czuję, że dzieję się ze mną coś dziwnego. Stałam się bardzo wymagająca wobec siebie i innych, a najbardziej wobec chłopaka, cały czas obwiniam go o wszystko, potrafię w ciągu sekundy miłą atmosferę zamienić w piekło, bo np. firanka źle wisi. Najgorsze jest to, że nie dam sobie nic przetłumaczyć, jak jestem zła, trudno przejść mi w stan zadowolenia, mimo że sama dobrze wiem, że nie ma się o co gniewać. Zawsze byłam osobą, która miała jasne cele w życiu, teraz wierze we wszystko co sobie zaplanuje, a za sekundę wydaję mi się, że i tak jest to bezsensu i płaczę godzinami. Często okłamuję swojego chłopaka, jeśli chodzi o moje samopoczucie. Dziwnie może zabrzmieć też to, że lubię mieć problemy, robię z siebie ofiarę losu, a gdy mam za wiele złego wokół siebie, użalam się nad sobą jakie ja to mam złe życie. Mam w sobie tez strach, że stracę swojego chłopaka i że bez niego nie poradzę sobie w życiu. Nie umiem siedzieć w domu sama, strasznie przeszkadza mi fakt, że jestem samotna w danej chwili, jestem nie ufna, ufam tylko swojemu chłopakowi. Nie doceniam dobra jakie mnie otacza, skupiam się na tych negatywnych aspektach. Mimo tego, że wiem, że nie jestem w porządku wobec samej siebie i innych bliskich, nie umiem tego zmienić, nie myślę o tym gdy jestem zła, wypada mi to z głowy. Nie wiem kompletnie co mam robić, od jakiś 6 miesięcy żyję, pocieszając się myślami typu "będzie w porządku, nie muszę się niczym przejmować, zawsze mogę się zabić". Nigdy wcześniej nie miałam myśli samobójczych, a teraz traktuję śmierć jak wybawienie, z którego zawsze mogę skorzystać, takie koło ratunkowe, jak gdyby co. Byłam u lekarza miesiąc temu, bo nie mogłam spać w nocy i kompletnie nie miała apetytu, przepisał mi tabletki i powiedział, że to stres. Czuję, że coś z moją osobowością jest nie tak, ale nie ma żadnego pojęcia co powinnam robić i co może mi dolegać.