Czy nie pokochałam go jak przyjaciela?

Witam serdecznie. Potrzebuje pomocy, moj swiat wali mi sie na glowe. Okolo 5 lat temu w liceum zostawil mnie chlopak, moja pierwsza milosc. Byl to dla mnie potezny wstrzas, nie moglam sie pozbierac. Glupia ja- zamiast dac sobie czas, ochlonac, zainwestowac w siebie..postanowilam kogos poznac JUZ, tu i teraz..tak jakby bylam uzalezniona od bycia z kims, nie potrafilam zyc sama. Jak postanowilam, tak tez uczynilam. Poznalam chlopaka, mojego obecnego meza. Nie byl przystojny, zeby nie powiedziec brzydki, do tego koszmarnie zaniedbany. Pochodzil z biednej, niechlujnej rodziny, w ktorej nikt nigdy nie zaszczepil w nim potrzeby dbania o wyglad. Bardzo mnie to gryzlo, bo od zawsze o siebie dbalam i klade duzy nacisk na estetyke, ubior etc, mimo to spotykalam sie z nim bo mial super dobre serce i pogodne usposobienie. Nigdy nie czulam do niego pociagu fizycznego jakim dazylam swoja pierwsza milosc. Ani pocalunki, ani jego dotyk to nie bylo to.. jednak brnelam w ten zwiazek, gdyz coraz bardziej bylismy zzyci, wszedzie razem, on by za mna w ogien wskoczyl (czego nie moglam powiedziec o swojej pierwszej milosci), stawal mi sie coraz blizszy. Bolal mnie jego wyglad, to ze nikt nigdy nie powiedzial:woow ale masz faceta!!! Ciagle tylko slyszalam, ze nie pasujemy do siebie, co ja w ogole robie, ze on nie jest dla mnie, czy ja nie mam oczu? Lub po prostu gorzkie milczenie. Totez robilam wszystko, by go zmienic. Zmiana garderoby, fryzjer, dentysta, nakazy dbania o zeby itp.. efekt koncowy, po kilku latach jest naprawde niezly.. mozna nawet powiedziec ze stal sie calkiem przystojny. Mijaly lata i juz nie wyobrazalam sobie zycia bez niego, potrzebowalam go. Stal sie calym moim swiatem. Jestem bardzo emocjonalna, mocno sie przywiazuje, totez mimo watpliwosci, ktore mna targaly (co do braku namietnosci, pozadania). Jednak nie potrafilam tego skonczyc. Mowilam sobie ze moze to nadejdzie z czasem, ze moze to nie jest najwazniejsze, ze nie da sie miec w zyciu wszystkiego. mimo tego ze wygladal juz w porzadku nie potrafilam wyrzucic z glowy jego poczatkowego wizerunku, nie potrafilam sie zakochac. Wreszcie on zostawil studia , wszystko.. by leciec do mnie za granice, bo tesknil za mna a ja za nim. zamieszkalismy razem i zaszlam w ciaze. Wzielismy slub, mamy obecnie 3 letnia coreczke i wszystko sie sypie. Z jednej stony nie moge bez niego zyc, wizja rozwodu mnie przeraza do tego stopnia ze sie cala trzese, nie spie, nie jem, nie funkcjonuje, nie moge pracowac.. ale nasze zycie razem wykancza nas obojga. Brak pociagu fizycznego, brak checi do seksu z mojej strony nas zniszczyl. On sie czuje odtracony, niekochany, ja sie dusze, mam depresje. Jednak gdy go nie ma, gdy postanowimy to skonczyc, to dostaje szalu, widze brak sensu zycia,tesknie. Do tego wyrzuty sumienia mnie wykanczaja, wiem ze mu zrujnowalam zycie, przez tyle lat mowilam kocham, ukrywajac problem, tak ze do niedawna on nie wiedzial co przez tyle lat w sobie dusilam. To takie ciezkie! Co robic, blagam o pomoc. Czy jest w nas szansa na spelnione, szczesliwe malezenstwo? Na to bym sie wreszcie cieszyla seksem?( dodam ze maz jest naprawde dobry w lozku, ale mnie i tak nic nie rusza, chocby na uszach stawal). Nie chce zycia bez niego, oddalabym wszystko by nasza milosc byla pelna, taka jak powinna byc w malzenstwie. By nasza coreczka miala fantastyczna rodzine. Wypieram ta mysl ze strachu ale obiawiam sie czy nie pokochalam go jak przyjaciela? M.
KOBIETA, 23 LAT ponad rok temu

Dzień Dobry Pani M.,

Zacznę od podziękowania Pani, ze napisała Pani do Portalu Abc Zdrowie, dzieląc się swoja częścią historii osobistej - za co Pani serdecznie dziękuję.

Mam nadzieję, że to podzielenie się przyniosło Pani ulgę...

Powracając do Pani relacji...

Widzę ją tak, że między Państwem wytworzyła się głęboka więź
emocjonalna/uczuciowa, pewnie też! przyjacielska - miała Pani możliwość doświadczyć troski, uważności oraz zaangażowania ze strony swojego Męża..
Domniemam, że zabrakło w Państwa relacji szczerej, otwartej nie oceniającej rozmowy, o swoich potrzebach/pragnieniach/marzeniach.

Z mojej strony chcę się z Panią podzielić, że jest tak wiele związków, do których wkradła się monotonia, której nie po drodze z namiętnością/pożądaniem..

Jestem przekonana, że drzemie w Pani namiętność, której nie pozwoliła Pani (jeszcze!) się rozbudzić :)

Jestem pewna, że pod okiem Psychologa/Psychoterapeuty udałoby się Pani dotrzeć do siebie - to znaczy do swojej namiętności.

Najbardziej owocnym rozwiązaniem dla Pani, byłoby podjęcie terapii małżeńskiej..., choć przydatną byłaby dla Pani indywidualna praca z Psychologiem.

Gdyby miała Pani życzenie takiej pracy rozwojowej ze mną, zapraszam Panią serdecznie do kontaktu via Skype.

Serdeczności i tylko twórczej relacji!

irena.mielnik.madej@gmail.com
tel. 502 749 605

0

Szanowna Pani,
wskazane jest dla Pani wsparcie psychoterapeutyczne indywidualne, polecam paradygmat poznawczo - behawioralny.
Pozdrawiam serdecznie

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty